niedziela, 27 lutego 2011

Nowa tożsamość na nowe czasy

Mam wrażenie, że taśmę VHS przyniósł stryj, od swojego kolegi, który, niemal od zawsze, miał magnetowid, nawet wtedy, kiedy była to u nas zupełna nowość, ogromna, gramotna i egzotyczna. Pamiętam znakomicie ciężką, sensacyjną atmosferę filmu, wzburzone, rozszalałe morze w pierwszej scenie i człowieka zapadającego się w jego otchłań. Tak zaczynał się dwuczęściowy, miniserial ABC pod tytułem “Tożsamość Bourne’a” z Richardem Chamberlainem, człowiekiem, który wcielał się wcześniej w Johna Blackthorna (znanego bardziej jako Anjin-san) i Allana Quatermeina, moich dziecięcych bohaterów.

Po zobaczeniu tego filmu sięgnąłem po pierwowzór opowieści, czyli sławną książkę Roberta Ludluma i z wypiekami na twarzy pochłaniałem ten szpiegowski thriller, nieświadom tak wielu zapożyczeń z naszego świata. Porównywanie filmu z książką zaowocowało przyjemnym uczuciem, że ten pierwszy w dość wierny sposób oddaje treść słowa pisanego, choć z oczywistych względów, jest nieco uboższy i może odrobinkę uproszczony.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Wciąż mamy bluesa…

Kiedy pomyślę o gitarzystach, którzy dla mnie stali się mistrzami tego instrumentu (oczywiście w strefie moich zainteresowań, czyli w muzyce rockowej) zdaję sobie sprawę jak dużo ich było. Jimiego Hendrixa poznałem bardzo późno i jakoś nigdy nie miałem szansy zakochać się w jego twórczości miłością młodzieńczą, jego miejsce w mojej edukacji muzycznej zajęli zupełnie inni ludzie. Byli to więc gitarzyście na miarę mojej wiedzy, Brian May z Queen, Tony Iommi z Black Sabbath, Kirk Hammet z Metallica, Saul “Slash” Hudson z Guns N’Roses. Później przyszedł czas na bluesa w moim życiu i na wielkiego B.B. Kinga.

Jednak w podświadomości, moją miłość do gitary i umiejętności gitarzystów, zaszczepił pewien teledysk, który zobaczyłem będąc dzieckiem, bodaj w jakimś nocnym programie Manna i Materny, które oglądałem z ciekawością wyglądając spod kołdry, udając, że śpię. W teledysku tym, umieszczona na szczycie gryfu kamera, filmuje wykonanie solowej partii w utworze rockowym. Muzyk wkłada w swoje wykonanie tak dużo uczucia i wszystkie swoje umiejętności, że niemal aż zamyka się wokół swojego instrumentu, scala się z nim w jedność. Niesamowite wrażenie!

Powered by Blogger