Mam wrażenie, że taśmę VHS przyniósł stryj, od swojego kolegi, który, niemal od zawsze, miał magnetowid, nawet wtedy, kiedy była to u nas zupełna nowość, ogromna, gramotna i egzotyczna. Pamiętam znakomicie ciężką, sensacyjną atmosferę filmu, wzburzone, rozszalałe morze w pierwszej scenie i człowieka zapadającego się w jego otchłań. Tak zaczynał się dwuczęściowy, miniserial ABC pod tytułem “Tożsamość Bourne’a” z Richardem Chamberlainem, człowiekiem, który wcielał się wcześniej w Johna Blackthorna (znanego bardziej jako Anjin-san) i Allana Quatermeina, moich dziecięcych bohaterów.
Po zobaczeniu tego filmu sięgnąłem po pierwowzór opowieści, czyli sławną książkę Roberta Ludluma i z wypiekami na twarzy pochłaniałem ten szpiegowski thriller, nieświadom tak wielu zapożyczeń z naszego świata. Porównywanie filmu z książką zaowocowało przyjemnym uczuciem, że ten pierwszy w dość wierny sposób oddaje treść słowa pisanego, choć z oczywistych względów, jest nieco uboższy i może odrobinkę uproszczony.