Z Internetem na dużą skalę zetknąłem się po raz pierwszy w roku 1996, na zajęciach z informatyki na mojej uczelni. Niby miałem uczyć się pisać funkcje w Pascalu, ale jakoś wolałem łazić po stronach, pisać emaile, i rozmawiać na IRCu. Chyba nikogo to nie dziwi? Wsiąknąłem w ten świat od razu i właściwie niemal bez przerwy od tamtej pory żyję w nim, oddychając cyfrowym powietrzem i gryząc bity. Nawet odbywając służbę w Wojsku Polskim, gdzieś na boku tworzyłem stronę internetową konwentu ConQuest. Ależ to był fun!
Można, jak myślę powiedzieć z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że od Internetu jestem uzależniony. Choć chyba nie jest to uzależnienie fizyczne, bo nie odczuwam bólu podczas przymusowego odłączenia, raczej jest to jakiś rodzaj niekończącej się ciekawości, co też w sieci jeszcze znajdę, co stworzą moi cybernetyczni znajomi, co stanie się częścią mojego dnia powszedniego.
Jako, że jestem wielkim fanem wszystkiego co Googlowe, jestem na bieżąco nie tylko z setkami stron, które zasubskrybowałem w googlowym czytniku RSS, ale również z tym, co też moim sieciowi znajomi porabiają, tracąc, podobnie jak ja, czas na surfowaniu. Tak to właśnie, dnia 26 lutego b.r. trafiłem na aktywności Anety na YouTubie. Dodała gdzieś do ulubionych drugi odcinek podcastu o niemal wszystko mówiącej nazwie “Lekko Stronniczy”.
Uwielbiam obserwować aktywności Anety, głównie dlatego, że będąc osobą o przeszło dekadę ode mnie młodszą, trafia w zupełnie inne rewiry sieci niż ja. Nie będę kłamał, większość tego, co dzięki niej poznaję, nie rusza mnie wcale, ale czasem trafiają się prawdziwe cudeńka. Tak było właśnie tym razem.
Na ekranie witają mnie dwaj wyluzowaniu kolesie. Jeden z szaloną szopą włosów na głowie, drugi w odlotowej koszulce z Magneto z X-Menów. To drugi odcinek podcastu, kolesie są nieco nadaktywni i widać, że znakomicie się bawią. Najpierw jadą sobie po TVP, chwilę później drą łacha z lekko wstawionego (?) Kamila Durczoka na wizji w TVN, a na koniec opowiadają makabryczną historyjkę o psie, który… no dobra jeśli chcecie to sami zobaczcie.
Wiecie co? Byłem pod wrażeniem. Kolesie bezpośredni, prawdziwi, zabawni (ok, takie mam poczucie humoru, basta!) program dobrze nagrany, elegancko zmontowany, czasowo w sam raz, nie znudziło, wręcz przeciwnie! Wzbudziło większe zainteresowanie. Postanowiłem się więc cofnąć do pierwszego odcinka i zobaczyć o co właściwie chodzi. Autorzy niewiele wyjaśniają, za to z rozbrajającą szczerością mówią, że zamierzają “gadać o pierdołach” i wywiązują się z tego bezbłędnie!
Od tamtego dnia, każdego wieczora znajdowałem sobie chwilkę czasu na Lekko Stronniczy podcast (ukazuje się od poniedziałku do piątku o godzinie 18) i było coraz lepiej! Przyzwyczaiłem się do Włodka i Karola, oni dodatkowo wyluzowali (jeszcze bardziej?!) i łącząc świetną zabawę z coraz lepszą robotą monterską rozpędzali się, że hej! I poleciało. Pojawiła się Pani Kasia (nie, nie, sami sprawdźcie), pojawiło się charakterystyczne przywitanie Włodka, pojawił się feedback od fanów, który zaprocentował jeszcze większym fermentem, i tak szło to i szło. Pomysłów nie mogło zabraknąć.
Karol i Włodek nie szczędzili nikogo, nie patyczkowali się również w zabawę w poprawność polityczną, a ich język odbiegał mocno od salonowego. Kpili, parodiowali, obśmiewali, prowokowali, ale przede wszystkim świetnie się bawili. Rosnące grono fanów nie mogło czuć się zawiedzione kiedy w Krakowie i Warszawie odbyły się “Lekko Stronnicze Piwa” czyli zakrapiane posiadówki z bohaterami podcasta. W pewnym momencie do wygrania w programie był diament, innym razem to oglądacze mogli wspomóc, w zainicjowanej przez autorów akcji, krakowski dom dziecka, albo wziąć udział w biciu rekordu Guinessa w ilości ludzi upakowanych w autobusie. Działo się!
Obok facebookowego fan page’u miniblogów na Twitterze, oraz kanału na YouTube’ie powstała w końcu solidna strona podcastu, a Włodek i Karol co pewien czas pojawiają się w videochat’cie na żywo, gdzie zazwyczaj po ważnych ogłoszeniach poświęcają trochę czasu na rozmowę ze swoimi fanami. Podcast nie ma żadnych sponsorów, widać, że robiony jest dla czystej rozrywki, za to z profesjonalizmem jakiego ogromnie obecnie brakuje w zawodowych telewizyjnych produkcjach. Próby skopiowania ich pomysłu były tak tragicznie nieudane, że wzbudziły tylko i wyłącznie ogromny śmiech i szybko zniknęły w sieci. Tu jednak liczy się talent, a chłopaki mają go bez dwóch zdań!
Jestem ogromnym fanem “Lekko Stronniczego” i zawsze staram się obejrzeć nowy odcinek tak szybko jak tylko się da. Karol i Włodek są dla mnie prawie jak kumple i choć w życiu się z nimi nie spotkałem, to mam wrażenie, że świetnie ich znam, a co ważniejsze, dobrze rozumiem ich poczucie humoru. Oglądanie ich programu jest chyba najprzyjemniejszą rutyną mojego dnia.
Rozpływam się jak głupi nie bez powodu, wczoraj bowiem w sieci pojawił się specjalny, SETNY odcinek mojego ulubionego podcastu, dlatego w tym miejscu chciałbym pogratulować Włodkowi Markowiczowi i Karolowi Paciorkowi świetnego programu, stu odcinków, kapitalnego podejścia do życia, poczucia umoru i setek, co ja mówię, tysięcy fanów! Czekam na kolejny odcinek w poniedziałek i na 200 odcinek już wkrótce! Tak trzymajcie chłopaki!
I tak! Ja też jestem już Lekko Stronniczy!
Ciesze sie, ze trafilem na ten wpis. Ciekawie jest poczytac cos o sobie, ale tekstu jest tyle, ze masz u mnie conajmniej piwo :)
OdpowiedzUsuńWlodek.
Chyba nie zdarzyło mi się odmówić piwa, więc i tym razem nie zamierzam tego zrobić :). Cieszę się z odwiedzin :).
OdpowiedzUsuń