To była bardzo miła niespodzianka, kiedy okazało się, że od tego roku Planete+ DOC Film Festival odbywał się będzie jednocześnie zarówno w Warszawie jak i we Wrocławiu. Co prawda program wrocławski był mocno okrojony w stosunku do tego ze stolicy, ale i tak wydarzenie było to nie lada. Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć, na tyle na ile pozwalały inne moje zobowiązania. Z jednej strony praca, z drugiej zbliżający się dyplom, z trzeciej zaś trwający Miesiąc Fotografii w Krakowie dały mi łącznie 4 popołudnia, w miarę wolne, na cieszenie się kinem dokumentalnym.
Niewiele.
Próbując dopasować zapchany kalendarz do moich zainteresowań, udało mi się w końcu ustalić na co chciałbym pójść. Jak zwykle już po festiwalu, czytając listę nagrodzonych i wyróżnionych filmów, okazało się, że strzelam dokładnie gdzieś obok głównego nurtu. Czy mnie to martwi? W ogóle! Bo było naprawdę fajnie!
Należało by jednak zacząć pewnie od początku, czyli od miejsca, w którym się to wszystko odbywało, bo trzeba pochwalić, że Dolnośląskie Centrum Filmowe we Wrocławiu, powstałe po remoncie Kina Warszawa, to miejsce o jakim marzyć może każdy miłośnik kina. Wspaniale odnowione wnętrza, wygodne sale projekcyjne, bufeciki dla oczekujących, a do tego ciekawy i ambitny repertuar, oraz wiele zapowiadanych atrakcji (na cykliczne DKFy już chodzę, no i Planete+ za mną). A to wszystko, za naprawdę niewygórowaną cenę.
Kiedy więc tylko pojawiły się pierwsze pierwiosnki, oznaczające zbliżanie się festiwalu, a w tym wypadku były to majowe, “długoweekendowe” pokazy filmów z poprzednich lat, skorzystałem i nareszcie zobaczyłem “Odgłosy robaków - zapiski mumii”, które przeszły mi koło nosa przed dwoma laty, a potem wygrały cały festiwal. Niesamowitym zdjęciom i dźwiękom towarzyszy głos lektora, czytającego pamiętnik człowieka, który postanowił zagłodzić się na śmierć w szałasie, w głębi lasu. To straszliwie poruszający zapis świadomości człowieka, który jednocześnie neguje sens swojego wyboru i trwa w nim do końca. Pamiętnik oczywiście nie jest wytworem czyjejś wyobraźni, znaleziono go przy zmumifikowanych zwłokach mężczyzny.
Po tej przystawce pozostało mi już tylko czekać na sam festiwal i grzebać po repertuarze. Bilety kupiłem już drugiego dnia po rozpoczęciu ich sprzedaży. Niecierpliwiec ze mnie. 14 maja zasiadłem na pierwszym seansie, na filmie “Moje miasto Delhi”… I cóż to było za rozczarowanie. Po pierwsze film wyświetlany był w jakimś tragicznym, przywodzącym na myśl webowy formacie. Rozciągnięty na kinowym ekranie straszył pikselami i przez pewien czas sprawiał problem z synchronizacją napisów z obrazem. Nie to było jednak najgorsze, bo w samym filmie, który miał wszelkie atrybuty do bycia niezwykle interesującym (obca kultura, odmienne, ciężkie do pojęcia obyczaje, egzotyczny urok hinduskiego świata, ciekawe bohaterki) nudziło niemal wszystko. Dopiero potraktowane po łebkach zakończenie (po przeciągniętym i nużącym początku) przyniosło nieco satysfakcji widzom, ale daleko za mało, aby być z tego seansu zadowolonym.
Na szczęście następna pozycja na mojej liście była znacznie lepsza, no ale nie mogło być inaczej, skoro poszedłem na film bezpośrednio nawiązujący do moich zainteresowań. “Bert Stern. Prawdziwy Madman” to biograficzna opowieść o znanym amerykańskim fotografie reklamowym i modowym. Ciekawa forma rozmowy dwóch osób o życiu bohatera prowadziła przez kolejne etapy jego kariery, akcentując je przełomowymi sesjami zdjęciowymi. Film opowiada jednak wiele o człowieku, mniej o jego pracy. Niezwykle mocno odebrałem zmęczenie życiem Sterna, jakiś zawód i rozczarowanie, zarówno swoją pracą jak i życiem. Kiedy, w którymś momencie mówi, że nie ma już radości życia, że zbyt dużo zużył jej w latach młodzieńczych i teraz jej zabrakło, przywołane zostały w mojej głowie podobne słowa, wypowiedziane dawno temu przez bardzo bliską mi osobę. Dla fotografów, to pozycja obowiązkowa!
Za to kompletnie nie wiem co mnie podkusiło żeby wybrać się na “Korpokulturę”? Może to fakt, że przestrzeń korporacyjnych biur jest tak trudna do przeniknięcia przez filmowców i fotografów? Że ta, coraz ważniejsza w naszym świecie przestrzeń zazdrośnie strzeże swoich zamkniętych open spaców, że niechętnie daje się oceniać surowemu oku kamery? Sam pracowałem w korporacji, może chciałem skonfrontować swoje wspomnienia i odczucia? Niestety zawiodłem się. Surowa narracja, czy raczej jej brak, pozostawienie oceny i analizy odbiorcy doprowadziło do tego, że film gubi gdzieś swój przekaz, że kończy się na coraz bardziej nużącym obserwowaniu korporacyjnych rytuałów. Na wysłuchiwaniu coraz bardziej nużących nowomowowych wywodów. Szkoda.
Znacznie lepiej, w mojej ocenie, wypadł film “Sprawiedliwość na sprzedaż” podejmujący temat niedoskonałości wymiaru sprawiedliwości w Kongu, skupiając się na jednej sprawie oskarżonego o gwałt mężczyzny. Niezwykle ciekawie było obserwować jak zaadaptowany na afrykański ląd, zachodni system prawny, poddaje się miejscowym zwyczajom, oraz ulega brutalnym realiom dopiero rozwijającej się państwowości. Pokazuje również jak wiele niezrozumienia jest wśród ludzi, którzy próbując nieść Afryce cywilizację doprowadzają do wypaczeń, poprzez które cierpią Ci, którym starają się pomóc. Szkoda, że film nie miał wyrazistszej końcówki, zabrakło jakiegoś akcentu, który dobrze zamykał by historię, ale każdy kto go obejrzy, może wynieść sporo cennych obserwacji.
Na koniec mojej przygody z tegoroczną edycją festiwalu, zobaczyłem bardzo dobry film amerykański, pod tytułem “Modelka”. Opowieść o bezlitosnych żarnach przemysłu modowego aż zapiera dech w piersiach, a czasami łapałem się na tym, że nie bardzo mogę uwierzyć, że tak to wszystko działa. Jednocześnie bezlitosny cynizm osób, które zarabiają duże pieniądze na tym aby cała impreza się kręciła budzi kompletne osłupienie, zwłaszcza kiedy jesteśmy świadkami tego, jak sami zmieniają się z ofiar w oprawców. Naprawdę polecam tę pozycję uwadze.
Żałuję, że tak niewiele filmów udało mi się zobaczyć, ale strasznie się cieszę, że Planete+ DOC Film Festival wyemigrował ze mną do Wrocławia i że dane mi było zaznać odrobinę festiwalowej atmosfery. Teraz niecierpliwie czekam na Nowe Horyzonty i American Film Festival. Jeszcze wiele filmów przede mną w tym roku. Ciekaw jestem bardzo jak przedsięwzięcie oceniają gospodarze z DCFu i czy przyszłorocznej edycji, nie grozi jakieś niebezpieczeństwo. Mam nadzieję, że nie, i że pozycja ta wpisze się na stałe do grafiku imprez kulturalnych miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz