wtorek, 8 listopada 2011

Nie tracić kontaktu ze światem

“Oczekiwany czas uploadu 150 minut”. Powietrze uszło ze mnie z głośnym sykiem, tłumiąc rodzące się w myślach przekleństwo. No to jestem uziemiony, aż setki małych pliczków nie wylądują na serwerze. Szkoda siedzieć i patrzyć w wolno rosnący pasek postępu transferu, trzeba jakoś ten czas zagospodarować. Właśnie wtedy przypomniało mi się, że na śniadanie zjadłem dwa, maleńkie pomidorki cherry, a te od pół godziny warczą na siebie w moim żołądku. Kurtka, szal (nowy, strasznie go lubię) i po chwili minąłem redakcyjne drzwi.

W jadłodajni tłok, ale to zawsze lubiłem w tym miejscu, ludzie przychodzą tu bo jest smacznie i niedrogo. Chwilę później miałem już krzesło dla siebie a na talerzu parowała porcja ryżu z jajkiem i warzywami. Przyjemna lektura do kompletu nieodzowna, choć od zawsze mówiono mi, że nie czyta się przy jedzeniu. Od zawsze czytałem.

A po smacznym posiłku jeszcze mały spacerek dla zdrowotności, oczywiście najlepiej do księgarni, czy też jak było w tym przypadku, do Empiku. Stałem ja sobie tam przy półkach z fantastyką, śliniąc się nad ślicznym wydaniem cyklu “Fundacja” Isaaca Asimova, kiedy powoli do moich uszu docierać zaczęły fragmenty żywiołowej rozmowy. Z namierzeniem rozmawiających nie było żadnych problemów, to młodziutka sprzedawczyni stojąca w punkcie informacyjnym rozmawiała ze starszym mężczyzną. Ten, zadawał mnóstwo pytań, a jego interlokutorka z widocznie rosnącą frustracją odpowiadała, widząc, że jej odpowiedzi nie znajdują zrozumienia u starszego pana.

O co poszło? Cóż nie znam dokładnych szczegółów, bo starałem się zachować przyzwoitość i nie stać się prostym gapiem żądnym sensacji, tylko ruszyłem dalej wzdłuż regałów. Z tego jednak co zdążyłem usłyszeć, mężczyzna złościł się na to, że nie może kupić e-booka, którego chyba nie było nawet w ogóle w wersji pudełkowej, a jedynie można go było ściągnąć ze strony internetowej. Nie rozumiał dlaczego nie może go nabyć choć jest w ofercie i jak to możliwe, że musi kupować za kilkaset złotych czytnik, w którym dopiero mógłby go otworzyć.

Ja już jednak zniknąłem w dziale historii powszechnej i przekopywałem się przez bizantyjskie dobroci, zapominając o całym wydarzeniu. Z głośniczków sączył się leciutki jazz okraszony wspaniałym kobiecym wokalem, a książki uwodziły zapachem nowości i obietnicą przygody. W końcu jednak oderwałem się od tych skarbów wspaniałych i ruszyłem do wyjścia, kręconymi schodami w dół.

Przy windzie wpadłem na starszą kobietę, która z rozsierdzeniem wygrażała komuś pod nosem, a w końcu rzuciła, w stronę sprzedawców “- Nie potraficie podać żadnej informacji! Nadal żyjemy w socjalizmie!” Mocne słowa, choć jak wynika z mojego doświadczenia, zamiast dokładnie opisywać realia, służą raczej za wyraz pewnej bezsilności, tak przejmującej, że chciało by się komuś jak najmocniej dołożyć, za to jak się czujemy. Czy tak było i tym razem? Pewien nie mogę być, ale z miny młodego chłopaka stojącego za ladą z łatwością można było wyczytać wstyd i bezsilność.

Może i zwaliłbym to wszystko na karb kiepsko wyszkolonej, młodej kadry salonu, ale wiem jaką rozmowę usłyszałem w pierwszym przypadku i wiem też, że Ci młodzi ludzi jednak są skorzy do wszelkiej pomocy w ramach swoich możliwości. Wiem to, bo nieraz z niej korzystałem. To jednak nie koniec mojej historii, bo obie te sytuacje stały się katalizatorem do sięgnięcia na powrót do pewnego spostrzeżenia z zeszłego tygodnia i wzbogacenia go o dodatkowe przemyślenia.

Spotkałem byłem bowiem pewną panią, w wieku zbliżonym do emerytalnego, która jest w swojej specjalności zawodowej niezwykle kompetentną osobą. Widać to po szacunku z jakim odnoszą się do niej współpracownicy, ale staje się to również jasne kiedy tylko ma szanse zaprezentować swoją wiedzę i zdolności analitycznego myślenia. Specjalnie napisałem “ma szanse zaprezentować” bo mam wrażenie, że wcale nie jest to takie częste.

Jak już pisałem wyżej, jej współpracownicy zdają się mieć o niej wysokie mniemanie, więc to nie oni zwykli stawać jej na drodze do zaprezentowania się z najlepszej strony, robi to sama opisywana pani. Po krótkiej z nią rozmowie odniosłem wrażenie, że obawia się przepaści dzielącej nas, boi się różnic w sposobie naszej komunikacji, jakbyśmy mieli posługiwać się różnymi językami, co w pewnym stopniu rzeczywiście wydaje się być prawdą. Jednakże przez takie podejście do sprawy, odsuwa się osobiście gdzieś na bok, czekając na jednoznaczny dowód na to, że jestem do niej nastawiony przyjaźnie i że zależy mi na skorzystaniu z jej wiedzy i doświadczenia.

Nie wiem, czy czytelne jest to do czego tutaj zmierzam. Czy potraficie tak jak ja w tym momencie, wyobrazić sobie tę nieufność wobec świata, jaką potrafią otoczyć się ludzie, którzy przestali za nim nadążać? Którzy mają wrażenie, że znają inny język niż młodsza część społeczeństwa? Czasem starają się dramatycznie nadgonić coś co jest poza ich zasięgiem, innym razem topią się we własnej frustracji, wybuchając nierzadko kiedy dochodzi do tego kluczowego momentu, kiedy któraś ze stron musi pierwsza zrozumieć co dzieje się w tym międzypokoleniowym dialogu i pomóc drugiej. Często wtedy po prostu odsuwają się na bok ci, którym możemy zawdzięczać całe pokłady bezcennej wiedzy wynikającej z życiowego doświadczenia.

Jestem jeszcze młodym człowiekiem i raczej nadążam za światem, może nie za wszystkim, ale za tymi najważniejszymi sprawami. Mam jednak 20 lat młodszego brata, którego rozumowanie jest dla mnie czasem mocno zaskakujące, czasem nie do końca pojęte. Można to zrzucić na karb jego bezsprzecznej, szczypiorkowej młodości, ale za 20 lat, to z ludźmi z jego pokolenia przyjdzie mi się porozumiewać z pozycji człowieka innej epoki. Jak spowodować, aby wtedy, ten nasz dialog był partnerski, zrozumiały i nie odbywał się dla mnie z pozycji strachu przed niezrozumiałym światem? Jak nie tracić kontaktu z tym co tak szybko dzieje się wokół nas? Znam wielu wspaniałych ludzi, którym to się udaje, którym zawdzięczam mnóstwo tego, kim teraz jestem. Mam nadzieję, że i ja taki będę. Muszę taki być!

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo kazałeś na siebie czekać ale warto było.
    Bardzo dobry tekst, nastroił mnie refleksyjnie....
    Mam wrażenie, że Ty ze swoimi profesjami i zainteresowaniami nie powinieneś mieć większych problemów z dialogiem międzypokoleniowym, tego Ci życzę :)
    I na koniec taki cytatcik, który mi się przypomniał i poniekąd pasuje chyba
    "Tylko fotografie nie liczą się z czasem..." - J. Twardowski

    OdpowiedzUsuń
  3. Pokolenie naszych dziadków widziało, jak zmienia się styl życia ich dzieci, ale to dopiero za naszego życia tempo rozwoju, życia zaczęło rosnąć w tak niesamowitym tempie. Będzie nam więc o tyle łatwiej, że wychowaliśmy się w tym przyśpieszeniu i możemy nie nadążać nad konkretami, ale wiemy, że tempo jest zawrotne i że nie wszystko ogarniemy.

    Ja np. dopiero w zeszłym tygodniu dowiedziałam się, że na YouTube można zarabiać pieniądze bezpośrednio i stąd te wszystkie durne filmiki. Ale za to kupiłam w końcu tablet żeby i w swojej branży nadrabiać i w końcu wprowadzić wydawnictwo w e-booki.

    A znając twoje nadążanie i podejście do ludzi... dasz radę. :)

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger