piątek, 2 listopada 2012

Dlatego że byliście

Rodzice przyjechali odwiedzić mnie we Wrocławiu, wraz z nimi mój najmłodszy brat. Chcę im pokazać coś ładnego w mieście. Wychodzimy z mieszkania i idziemy w kierunku przystanku komunikacji miejskiej. Droga zadziwiająco przypomina tę na przystanek PKS w mojej rodzinnej wsi. Przechodzimy pod zwalistą konstrukcją mostu, po prawej mijamy miejsce letnich kąpieli i zakręcającą po łuku drogą, pamiętającą znacznie lepsze czasy, dochodzimy do murowanej bryły wiaty.

Brat ma ze sobą rower, prowadzi go obok siebie wytrwale, nie chcąc wyprzedzać nas zbytnio. Z tym rowerem będzie problem kiedy podjedzie autobus miejski. Ten, który się właśnie zbliża jest straszliwie zapchany, ale szczęśliwie ma w tylnej części ogromne nadkole, na którym nie sposób usiąść, ale można bezpiecznie położyć na nim rower. Nigdy w życiu nie widziałem takiego autobusu. Rodzice wsiadają z tyłu, ja przednimi drzwiami, muszę kupić dla nas bilety u kierowcy. Przedziela nas tłum pasażerów.

poniedziałek, 15 października 2012

Drobny kawałek nieba

William Gibson to zdecydowanie jeden z tych pisarzy, którzy dla mojego pokolenia otworzyli nową drogę i nauczyli nią podążać. I mimo, że tamta droga już dawno się gdzieś zagubiła, a ta na którą skręciliśmy zaprowadziła na manowce, to w momencie kiedy się z nim zaznajamiałem to było coś tak rozpalającego zmysły, że aż do dziś nie mogę o tym zapomnieć. Są takie fragmenty jego książek, które mocno utkwiły w mojej pamięci, kawałki dialogów, skrawki opisów.

Jest taki fragment gdzieś, zaraz na początku “Graf Zero”, gdy podróżujemy wraz z głównym bohaterem, który nagle zbacza z drogi, którą obrał wcześniej. Gibson pisze wtedy:

Na Heathrow z białej kopuły nieba nad lotniskiem oderwał się wielki kawał pamięci i runął prosto na niego.

piątek, 28 września 2012

Z czym do łóżka?

Lubię czytać i lubię namawiać innych do czytania. Lubię o książkach dyskutować i lubię je stawiać na półce. Nie wyobrażam sobie jak można żyć bez czytania, to musi być uczucie straszliwego niedopełnienia! Lubię też akcje mające zachęcać do czytania, a jest ich całkiem sporo, niektóre mniej wirtualne, tak jak słynne “Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka”. Inne bardziej, jak na przykład jedna z ostatnich notek na internetowej ścianie Wojciecha Orlińskiego, która głosiła:

“To międzynarodowy  tydzień książki. Zasady: Złap za najbliższą książkę, otwórz na stronie pierwszej. Zacznij czytać. Gdy dojdziesz do strony ostatniej, możesz opublikować parę zdań recenzji jako swój status, ale czemu właściwie nie pominąć tego etapu i złapać za następną książkę? Skopiuj zasady jako część swego statusu.”

Ha! I co wy na to? Ja skopiowałem.

wtorek, 25 września 2012

Teraźniejszość kształt ma obiecujący

Czas leci, a ja mam go tak strasznie mało. Z napisaniem notki noszę się od 7 września, kiedy to udało mi się odwiedzić wrocławskie Muzeum Współczesne w popularnym Schronie, podczas wernisażu wystawy fotografii “Kształt teraźniejszości”. Lista autorów, artystów biorących udział w wystawie przyprawia o ból głowy ilością, ciężko więc się dziwić, że spodziewać się można po niej dużo dobroci.

U podstaw idei powstania wystawy leży obchodzony właśnie jubileusz 65-lecia Związku Polskich Artystów Fotografików. Do zaprezentowania swoich fotografii zaprosił kurator wystawy Andrzej Dudek-Dürer, członków Okręgu Dolnośląskiego ZPAF.

poniedziałek, 17 września 2012

Krótka instrukcja w 16 krokach

INSTRUKCJA OBSŁUGI: JAK PÓJŚĆ NA KABARET?

1. W środę późnym wieczorem koniecznie wejdź na stronę internetową ulubionego kabaretu i zorientuj się, że wkrótce daje występ w twoim mieście, w jednym z teatrów.

2. W czwartek, zaraz po pracy, ochoczo wskocz na siodełko roweru i popedałuj przez całe miasto do wspomnianego teatru, tak aby zdążyć przed zamknięciem kasy. Od święcie zaskoczonej pani w okienku dowiedz się, że to już kolejna osoba ją pyta o twój ulubiony kabaret i że mimo tego, ona nadal nie ma bladego pojęcia o co może chodzić. W zamian weź numer telefonu do impresariatu teatru, do którego można zadzwonić tylko w standardowych dniach i godzinach pracy.

środa, 5 września 2012

Odchodząc poza kadr

Jeśli idzie o obecność w sieci fotografii, to mam takie jedno ulubione miejsce, do którego zawsze powracam. W obliczu wycofania się prasy drukowanej z popierania fotografii jako jednego z języków reportażu, naturalnym kierunkiem jej migrowania stał się Internet. Ten niestety zalewa fala sensacyjnych fotek z celebrytami w roli głównej i trzeba umieć poruszać się, aby trafić w odpowiednie dla miłośników fotoreportażu miejsce. Jednym z nich, jest dla mnie od dawna Burn Magazine, ale o jego zaletach nie będę tu pisał, możecie łatwo sprawdzić je sami.

Nadrabiałem ostatnio zaległości na tej stronie i zatrzymałem się na materiale Anastasii Taylor-Lind pod tytułem “The National Womb: Baby Boom in Nagorno Karabakh”. To bardzo dobry dokument o państwowym programie finansowej zachęty do rodzenia dzieci, w borykającym się z niżem demograficznym Górskim Karabachu. Krótkie wprowadzenie nakreśla obraz wyniszczonego wojną kraju, w którym pomoc pieniężna od państwa jest łakomym kąskiem dla młodych par.

poniedziałek, 3 września 2012

Wiele nowych horyzontów

Miesiąc i kilka dni temu, do historii przeszedł 12 Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-mobile Nowe Horyzonty. Uff idzie się zasapać przy cytowaniu samej nazwy. W konkursie międzynarodowym zwyciężyła koprodukcja chilijsko-holenderska: Od czwartku do niedzieli. Nagrodę Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych (FIPRESCI) zagarnęły brazylijskie Sąsiedzkie dźwięki, a nagroda publiczności przypadła Donomie. Po co wymieniam nagrodzone filmy, skoro wszyscy zainteresowani znają je od kilku tygodni? Dlatego, że tak tych, jak i pozostałych, nagrodzonych w innych konkursach, nie widziałem na festiwalu. Jest to już właściwie tradycja.

Na imprezie jednak byłem, gdybyście się zastanawiali i to przez niemal cały czas jej trwania. Plan był średnio ambitny, obejrzeć 10 festiwalowych filmów, bo na więcej nie pozwoliły mi ani obowiązki, ani fundusze. Zgodnie z tradycją, nastąpi teraz krótka lista tego co zobaczyłem, a udało mi się więcej, niż pierwotnie planowałem.

niedziela, 2 września 2012

Pierwszy Short. Argh!

- Bo ty piszesz takie strasznie długie wpisy i nie masz czasu nad nimi usiąść, przez co twój blog tak długo świeci pustkami. – zarzuciła mi Magda.
- To dlatego, że przyjąłem trochę felietonistyczny styl – odparowałem bez zastanowienia.
- No jasne i dlatego obiecujesz, że postawisz ludziom piwo kiedy dotrą do końca twojej notki – zakpiła.
- A o czym twoim zdaniem powinienem pisać?
- Powinieneś czasem napisać coś krótszego, o piosence, która Ci się spodobała, o myśli która nie daje ci spokoju, tak jak czasem potrafisz o tym z zapałem opowiadać…

Rozmowa trwała jeszcze dłuższą chwilę i starałem się tłumaczyć swoje racje, ale ziarno zostało posiane. Kurczę! Czy ja potrafię w ogóle pisać, krótsze teksty? Czy to będzie do czytania, czy po prostu będzie można znaleźć tu kolejny blog serwujący informacje o tym co autor zjadł na śniadanie? Jednak kusi. Co by tu…

środa, 29 sierpnia 2012

Kraków z foto-buta

Ojej, to już było tyle czasu temu, że nie jestem pewien jak wiele z tego pamiętam, ale obiecałem nadrobić zaległości, co niniejszym czynię. 19 maja, a była to sobota,wskoczyliśmy bladym świtem razem z Magdą w samochód i pognaliśmy do Krakowa. Trwał tam właśnie główny weekend tegorocznego Miesiąca Fotografii. Moja cwana towarzyszka przycięła komara a ja zasuwałem autostradą A4 na wschód. Zanim się obejrzeliśmy już byliśmy na miejscu i meldowaliśmy się u znajomego w mieszkaniu, które miało nam służyć jako baza wypadowa.

Pozbywszy się ciężarów, z aparatami w torbach i planami festiwalu w dłoniach ruszyliśmy w miasto, a upał był niesamowity. Nie ma sensu odtwarzać całego naszego pobytu w mieście Kraka minuta po minucie, więc powiem tylko, że zostaliśmy aż do niedzielnego popołudnia, 20 maja i w tym czasie staraliśmy się zaliczyć jak najwięcej punktów programu głównego i programu ShowOff jak tylko się dało, nie gardząc licznymi w ten specjalny weekend wernisażami.

sobota, 18 sierpnia 2012

Co słonko już zapomniało, że widziało?

Już bardzo, bardzo dawno temu, jakoś w zeszłym roku, założyłem plik, w którym zapisywałem sobie obejrzane ostatnio filmy. Miałem chyba ochotę napisać przekrojową notkę o filmach, które widziałem, jak to niegdyś zrobiłem. Tyle, że notka nie powstała, a w pliku od czasu do czasu pojawiały się tytuły, to znów o nim zapominałem i nie uzupełniałem go wcale. Tymczasem lista zrobiła się całkiem długa i jak wyrzut sumienia patrzyła na mnie czasem z ekranu komputera.

W końcu postanowiłem rozliczyć się z nią ostatecznie. Nie sądzę abym mógł napisać o wszystkich filmach choćby po kilka słów i nie mam planu jak to rozwiązać. Ustawiłem więc je w kolejności i po prostu będę pisał. Ostrzegam, może być nudno! Ja przynajmniej będę miał jednak poczucie zamknięcia jakiegoś tematu. Zaczynam zatem.

sobota, 11 sierpnia 2012

Mam na to papier!

Moje studiowanie w Wyższej Szkole Sztuki i Projektowania w Łodzi miało swoje wzloty i upadki, podobnie zresztą jak sama szkoła w tym czasie. Przeszedłem wszystkie kroki, od pierwszej fascynacji aż po kompletne zniechęcenie tym co się dzieje na naszym szkolnym podwórku, ale to opowieść na inną okazję. Moją świadomość o fotografii szkoła wywróciła najpierw do góry nogami a potem mozolnie zaczęła budować od podstaw.

Kiedy starałem się o przyjęcie do szkoły jedynym obszarem moich zainteresowań był reportaż, ale już chyba kiedyś pisałem tutaj tę historię, nie ma sensu się więc powtarzać. Szczególne miejsce w mojej szkolnej edukacji miało dwóch fotografów. Mój wykładowca w pracowni fotografii autorskiej (czasem nazywanej artystyczną) - Piotr Komorowski i drugi z pracowni dokumentu i fotoreportażu – Janusz Kobyliński.

piątek, 10 sierpnia 2012

Królowa, Mona i gniewne bzyczenie

Miałem mocne postanowienie poprawy i chęć pisania na blogu, ale realia są nieubłagane. Dzieje się tyle, że ledwo nadążam za własnymi myślami, a kiedy mam już chwilę czasu tylko dla siebie, mam też tysiąc pomysłów jak go wykorzystać. Często kończy się na odpoczynku, czy też jakiejś czynności, która nie wymaga absorbowania mózgu, co na to samo wychodzi. Kiedyś jednak musi nadejść tego kres. Może to właśnie teraz?

W zapasie mam przynajmniej kilka spraw, o których chciałbym napisać. Wszystkie są mocno zaległe i już nie tak ładnie poukładane w głowie jak bym chciał, ale mam nadzieję, że wybaczysz mi potencjalny czytelniku, a ja ze swojej strony postaram się jednak cokolwiek wartościowego zawrzeć w mojej pisaninie. A zacznę chyba od wydarzenia sprzed miesiąca, w którym przypadkiem wziąłem udział. A zaczęło się to wszystko tak…

czwartek, 5 lipca 2012

Nie zostawiaj mnie Arctowski!

Dokładnie wiem jak to wyglądało. Maurice Lucas spudłował pierwszy rzut wolny. Do drugiego podszedł nieco spokojniej i licznik wskazał 105 – 109 w meczu Philadelphii 76ers z Portland Trail Blazers. Do końca szóstego meczu finałowego zostało tylko 27 sekund. Piłka szybko wprowadzona pod kosz Portland, Julius Erving podaje do Joe Bryanta, ten próbuje rzucać, znakomity blok, ale piłki dopada George McGinnis i kończy rzutem za dwa punkty. 107 – 109, do końca pozostało 18 sekund. Czas. Narada. Sixersi rzucają się jak orły, piłka schwytana przez dwóch graczy, rzut sędziowski.

Mały kocioł przy kole środkowym boiska w końcu piłka idzie w górę, skaczą zawodnicy, piłka dla Philadelphii, znajduje drogę do Juliusa Ervinga ten rzuca, pudło! Jednak zbiórka znów dla Sixers, Lloyd Free za dwa z wyskoku! Pudło!!! Piłka za boiskiem, nadal dla Philadelphii, ale już tylko 5 sekund do końca. Podanie do Georga McGinnisa, ten wychodzi na czystą pozycję, zatrzymanie, wybicie w górę, piłka leci w stronę kosza, pudło! Portland Trail Blazers wygrywa mistrzostwo ligi NBA wynikiem 4-2, choć przegrywało 0-2. Szał radości!

poniedziałek, 21 maja 2012

Obok głównego nurtu

To była bardzo miła niespodzianka, kiedy okazało się, że od tego roku Planete+ DOC Film Festival odbywał się będzie jednocześnie zarówno w Warszawie jak i we Wrocławiu. Co prawda program wrocławski był mocno okrojony w stosunku do tego ze stolicy, ale i tak wydarzenie było to nie lada. Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć, na tyle na ile pozwalały inne moje zobowiązania. Z jednej strony praca, z drugiej zbliżający się dyplom, z trzeciej zaś trwający Miesiąc Fotografii w Krakowie dały mi łącznie 4 popołudnia, w miarę wolne, na cieszenie się kinem dokumentalnym.

Niewiele.

piątek, 18 maja 2012

Łazarz zapowiada wskrzeszenie?

Uff. Ciężko wrócić do pisania po przerwie, ciężko zebrać myśli. Dla wprawki więc napiszę słów kilka o tegorocznym, łódzkim Fotofestiwalu, który odwiedziłem podobnie jak trzy poprzednie. Historia imprezy w Łodzi nie jest długa i sięga roku 2002, jednak dane mi było zobaczyć w galeriach całego miasta kilka naprawdę niesamowitych projektów fotograficznych. Tak było na początku mojej z festiwalem styczności, bo w zeszłym roku, ogólne jego oceny były raczej krytyczne. Postanowiliśmy wraz z Camparis sprawdzić na własnej skórze, czy organizatorom uda się wyjść z tendencji spadkowej.

Choć Fotofestiwal trwa przez cały maj, to jego główny weekend przypadał na 10-13 dzień miesiąca, co szczęśliwie zbiegało się z terminem naszego zjazdu na uczelni, więc postanowiliśmy upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Jeden dzień wolnego z pracy i już byliśmy w trasie. Plan na piątek, odwiedzić główną ekspozycję festiwalu i jakąś poboczną atrakcję.

sobota, 21 stycznia 2012

Kiedy stałem się własnym ojcem?

Nie wiem dokładnie kiedy ten przełącznik zmienił swoje położenie i czy miałem jakikolwiek wpływ na to co wskazuje, faktem jest jednak, że do tamtego dnia, czułem się jakbym nadal był licealistą. Pełen werwy, młodzieńczej fantazji, prawie że lekkoduch, patrzyłem na wszystko wkoło z tym dystansem mówiącym: nieważne co miało by się stać, na wszystko mam czas żeby odrobić, naprawić, zapomnieć. I wtedy obudziłem się rano…

Nakładając pastę na szczoteczkę do zębów jeszcze nie wiedziałem, że za chwilę podniosę oczy do lustra i napotkam tam zupełnie obcą twarz. Nie wiem czy szczoteczka zawisła w połowie drogi do ust, ale chciałbym myśleć, że tak właśnie było. Dramatyzm tej chwili wymagałby takiego suspensu, ale naprawdę nie pamiętam. Pamiętam tylko zmęczone oczy mężczyzny patrzącego na mnie z niedowierzaniem i zmartwieniem.

Powered by Blogger