wtorek, 30 listopada 2010

Drogi

Adriana poznałem kiedy przeprowadziłem się do Żywca. Nowe mieszkanie, nowa szkoła, nowi znajomi. Szybko okazało się, że mamy podobne zainteresowania, jak również to, że potrafimy zarażać się nimi nawzajem. Od dziecinnych zabaw, po męskie rozrywki, zawsze staraliśmy się znajdować dla siebie czas, choć, jak to zwykle bywa, życie rozdzieliło nas setkami kilometrów, tych rzeczywistych jak i metaforycznych.

Wspólnych pasji mieliśmy kilka, ale ogólne wrażenie jest takie, że trzecią część wspólnego czasu spędziliśmy na rozmowach. Jeśli miałbym jednak ogólnie określić o czym one były, nie miałbym takiej możliwości, również dlatego, że nierzadko były dokładnie o niczym. Mnóstwo czasu zostawiliśmy razem na boisku i przy stole do gry, niemało na biesiadowaniu. Kiedy w moim życiu powaliło się po raz pierwszy tak straszliwie, że właściwie nie wiedziałem czy jest jakieś jutro, to u Adriana właśnie znalazłem miejsce, gdzie mogłem dochodzić do siebie. Mogę bez wątpliwości powiedzieć, że jest moim prawdziwym przyjacielem.

niedziela, 28 listopada 2010

Starszych panów kilku

Zaczęło się od rozgrzewającej wymiany SMSów:

- Może to nie TGV, ale zgrabnie się nim zapierdala. Pić mi się chce :P
- Ja już na dworcu, idziemy jeść i pić :)
- Jeść mi się też chce ;)
- Przecież myślę o tobie :)
- You're so fuckin' special!
- If you don't know me by now... :)
- Good bye England rose :P. Zabrakło mi kurwa weny na zgrabną ripostę.

czwartek, 25 listopada 2010

Świat stworzony od nowa

Wiecie kim jest Adam Pesapane? No więc ja również nie wiedziałem, choć zetknąłem się z nim w pewnym sensie w przeszłości. Od kiedy jednak świat stał się jedną, wielką Internetową wioską (używa ktoś jeszcze tego pięknego określenia?) nie ma już problemów, żeby sprawdzić takie rzeczy. I wiele, wiele innych, na marginesie, również.

Adam Pesapane, jest absolwentem University of Virginia, wydziału literatury angielskiej, ale to wcale nie ta dziedzina przyniosła mu rozpoznawalność. Jako PES (chwytliwy nickname) zaczął tworzyć poklatkowe filmy animowane, używając do tego celu wszystkiego co jego wyobraźnia mu podpowiedziała, a dodać trzeba, że ma ją niezwykle bujną!

wtorek, 23 listopada 2010

Pod jakim tytułem?

Pracuję bardzo często z domu, moja profesja pozwala na taką ekstrawagancję i przyznam, że bardzo ją za to lubię. Niestety jak wszystko, tak i ta sytuacja ma swoje słabe strony. Często spędzając wiele godzin przed komputerem, a później zajmując się domem, gotowaniem, sprzątaniem, mieszkaniem, mam bardzo mało styczności z żywym człowiekiem. Niby “rozmawiam” z ludźmi w Internecie, przy pomocy komunikatorów i internetowych forów, ale zazwyczaj jednak nie mam możliwości usłyszenia ich głosu i tego właśnie bardzo mi brakuje.

W ramach protezy zastępującej gwar generowany przez współpracowników, używam zazwyczaj radia. Czasami nawet średnio skupiając się na tym, co też takiego dzieje się w słuchanej audycji, zadowalam się ludzkimi głosami, tłem-szumem normalnej rozmowy. No właśnie, rozmowy. Muzyka nie wystarcza. Na szczęście w naszym kraju od lat jest radio mówione z prawdziwego zdarzenia. TOK FM.

Językiem wygrywać

Ależ były emocje prawda? Cały dzień w niepewności, w oczekiwaniu na koniec ciszy wyborczej…No jasne, że wcale nie! Wybory samorządowe odbyły się w spokojnej atmosferze, zwłaszcza w miastach, gdzie jak się okazało, mobilizacja była mniejsza, niż na tzw. prowincji.

I o ile sama atmosfera wyborów była, jak dla mnie, dość chłodna, tak już ich wyniki sprawiły, że zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Ogromnie bowiem podoba mi się to co się okazało kiedy w końcu ujawniono pierwsze sondaże, później potwierdzane przez oficjalne komunikaty PKW. Każdy może sobie znaleźć dokładne wyniki i komentarze do nich, więc nie zamierzam tutaj ich powielać, powiem natomiast, że moim zdaniem w końcu pojawia się jakaś obietnica normalności!

niedziela, 21 listopada 2010

Moje miejsce na świecie

Urodziłem się w czerwcu. Wielokrotnie później dziewczyny, które właśnie poznawałem, krzywiły się okropnie kiedy wyliczały sobie w myślach mój znak zodiaku. Mnie jednak nigdy to nie przeszkadzało. Byłem letnim chłopakiem. Właściwie do dziś jestem.

Mimo, że szpital, w którym przyszedłem na świat znajdował się w Żywcu, to ja wychowałem się kilkanaście kilometrów dalej, w niemałej wsi – Kocierzu, położonej w kotlinie między górami Beskidu.

środa, 17 listopada 2010

Pocztówki z dzieciństwa

Właściwie niewiele mam dziś do napisania tutaj. W weekend byłem w domu rodzinnym, gdzie przy okazji realizowałem swój pomysł na szkolny projekt. Napiszę kiedyś o nim więcej, więc póki co nie ma sensu się nad tym zbytnio rozwodzić. Dość tego, że z odkurzania starych kątów wróciłem ze zdjęciami-pocztówkami.

Takie zdjęcia jak te, który poniżej prezentuję, czasem pojawiają się w moich snach, wspomnieniach z dzieciństwa. Jako osoba sentymentalna z natury, lubię kiedy mnie nawiedzają. Jeszcze bardziej lubię, kiedy świadomie oglądam je na żywo, tak jak ostatniego weekendu, kiedy dodatkowo pogoda zrobiła mi taką cudowną, ciepłą niespodziankę.

czwartek, 11 listopada 2010

Dosięgnąć księżyca

Godzina 0:13. Stoję na przystanku obok mojego domu i wypatruję niecierpliwie nocnego autobusu miejskiego. Spóźnia się. Jestem zły, trochę również na siebie, bo wyszedłem na tak późny kurs i w przypadku zbyt dużego spóźnienia, albo co gorsza, jego wypadnięcia, spóźnię się na pociąg. Na szczęście pięć minut później dociera. Powinno być wszystko w porządku.

W środku tłok, głównie ludzie młodzi, hałaśliwi i zadowoleni z życia. Noc jeszcze młoda a miasto czeka na nich. Jedziemy przez puste ulice Warszawy. Gwar rozmów wznosi się i opada, przeplatające się głosy utrudniają wyłapywanie pojedynczych wątków rozmów, ale nie zależy mi na tym. Obserwuję zegarek, popędzając w myślach kierowcę do szybszej jazdy. Ten, jakby słysząc moje ponaglenia zaczyna wykazywać się sporą brawurą i na dwóch, kolejnych zakrętach, stojący pasażerowie rozrzucani są po wnętrzu autobusu. Zamiast utyskiwań i złości budzi to jednak ogólną wesołość, to specyficzne dla klienteli nocnej komunikacji miejskiej.

środa, 10 listopada 2010

Próżna nadzieja na wenę

Wstyd mi tak strasznie, że najchętniej zakopałbym się pod kołdrę i nie pokazywał swojej twarzy światu, aż ludzie zapomnieli by, że kiedykolwiek istniałem, albo przynajmniej, że mieniłem się być studentem fotografii. Lato wybuchło nagle i z radością przywitałem przerwę w studiowaniu, koniec mojego rocznego projektu fotograficznego i obietnicę odpoczynku dla ciała i umysłu. Tak duża była ta radość, że aparat wylądował w kącie na dwa miesiące niemal.

No dobrze, może odrobinę przesadziłem, bo już w czerwcu przesiadłem się z aparatu cyfrowego na starego analogowca marki Zenit i uczyłem się robić zdjęcia od początku. Liczba wystrzelanych błon filmowych nie była wielka, na pewno za to przeciw proporcjonalna do rozmiaru mojego lęku przed tą archaiczną nieco techniką.

wtorek, 9 listopada 2010

Nie do pary

Pewnego październikowego, jesiennego poranka, na mojej znanej i nudnej drodze do pracy, spotkała mnie niespodzianka w postaci odgrodzonego chodnika wokół Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Na wysięgniku pracowało dwoje ludzi, czyszcząc elewację budynku wodą pod ciśnieniem. Połowa ulicy Nowogrodzkiej znajdowała się pod delikatną, opadającą mgiełką wilgoci. Trochę pomarudziłem pod nosem, bo w związku z budową po przeciwnej stronie ulicy, dla przechodniów takich jak ja, pozostało wyłącznie maszerowanie środkiem jezdni.

Na budynku Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej
zawisła tablica poświęcona pamięci Izabeli Jarugi-Nowackiej


Jak się okazało kilka dni później, w środę 13 października, budynek czyszczono nie tylko z powodu wrodzonej schludności jego administratorów, ale również dlatego, że odbyć miało się uroczyste odsłonięcie tablicy, poświęconej pamięci Izabeli Jarugi-Nowackiej. Pojawiło się kilku żołnierzy z kompanii reprezentacyjnej, przedstawiciele kół politycznych i organizacji pozarządowych. Postali, pomówili. Zainteresowani, na pewno znajdą w sieci odpowiednią relację. W końcu poszli. Została tablica.

Wyraz na literkę “x”

Dobrze, już dobrze! Ukamienujcie mnie jeśli chcecie, ale ja naprawdę nie znoszę jeździć autobusem wraz ze szkolnymi wycieczkami. Może dlatego, że czas spędzony w komunikacji miejskiej to dla mnie zawsze dogodna chwila na czytanie książek i gazet? Nie ważne, czy siedzę, czy stoję, jest tłok, czy autobus świeci pustkami, zawsze pochylam się nad zadrukowaną stroną, już od momentu wejścia do pojazdu. No, chyba że w autobusie jedzie cała klasa dzieciaków, właśnie…

W moim świecie rozpoczynała się właśnie batalia o baterię artylerii w St.Marcouf, kiedy okazało się, że wojska sprzymierzone będą musiały chwilkę poczekać, nim uda mi się zmienić środek lokomocji. Kilka minut później, już w drugim autobusie, opuściłem z rezygnacją ręce. W tym zgiełku cieniutkich głosików, o skupieniu się nad szczegółowym tekstem, nie było mowy.

niedziela, 7 listopada 2010

Pierwszy znak zaufania

Sprawdzałem w myślach po raz kolejny czy czegoś nie zapomniałem. Rozglądałem się po domu i próbowałem wyobrazić sobie wszelkie możliwe sytuacje, w których będzie mogła brać udział. Tak, chyba wszystko co niezbędne na początek mam, resztę uzupełni się w miarę potrzeb. Jeszcze kilka godzin, po raz kolejny obudziłem zaspany telefon komórkowy, żeby stwierdzić, że czas płynie zbyt wolno. W końcu jest, dostaję telefon, wyjdź po nas. Biegnę.

Pierwsze kroki dość śmiałe, wkracza do mieszkania i z ciekawością je ogląda. Chce znać każdy kąt, znać miejsca, które polubi i wiedzieć, których wolałaby unikać. Ogląda kuchnię i toaletę, warto zapamiętać, myśli sobie. Dość tego, w końcu stwierdza, za mną ciężka podróż a godzina jest wyjątkowo barbarzyńska. Rozgląda się wokoło i w końcu decyduje na miejsce do spania. Odpływa.

środa, 3 listopada 2010

Na świętej barykadzie

Świąteczny weekend za mną. Zazwyczaj staram się w to listopadowe święto być w moich rodzinnych stronach, zadumać się przez chwilę nad grobami, tak jak robią to inni. Tym razem jednak z powodu obowiązków przyszło mi pozostać w miejscu zamieszkania. Może, między innymi właśnie dlatego, okres ten stał się tym razem powodem do nieco innych przemyśleń.

Pracując przy komputerze, lubię mieć włączone radio, słuchać “jednym uchem” co też ciekawego dzieje się w świecie (tak, wolę radio “mówione” zazwyczaj). W przerwach od pracy krążę po stronach informacyjnych i publicystycznych, obserwuję co też nowego podesłali mi moi sieciowi znajomi.

Powered by Blogger