Świąteczny weekend za mną. Zazwyczaj staram się w to listopadowe święto być w moich rodzinnych stronach, zadumać się przez chwilę nad grobami, tak jak robią to inni. Tym razem jednak z powodu obowiązków przyszło mi pozostać w miejscu zamieszkania. Może, między innymi właśnie dlatego, okres ten stał się tym razem powodem do nieco innych przemyśleń.
Pracując przy komputerze, lubię mieć włączone radio, słuchać “jednym uchem” co też ciekawego dzieje się w świecie (tak, wolę radio “mówione” zazwyczaj). W przerwach od pracy krążę po stronach informacyjnych i publicystycznych, obserwuję co też nowego podesłali mi moi sieciowi znajomi.
Jednym z newsów, który mnie zainteresował była informacja o marszu HolyWins (święty zwycięża?) organizowanym 31 października przez Wspólnotę Emmanuel. Pochód wszystkich świętych miał być wesołym, rozśpiewanym wydarzeniem, w którym udział mieli wziąć ludzie przebrani za świętych, szczudlarze, bębniarze i kto tam jeszcze wie. Wspólnota Emmanuel dość lakonicznie tłumaczy iż:
“…poprzez to wydarzenie chcemy pokazać inne oblicze Uroczystości Wszystkich Świętych”.
I wszystko w porządku, tyle że już poza oficjalnymi ogłoszeniami, ustami niektórych organizatorów, ale również księży, dowiadujemy się, że powody są jeszcze inne…
Kościół katolicki nie od dziś mówi o tym, jak bardzo nie w smak jest mu zwyczaj obchodzenia Halloween, zbieżność daty nie może tu być przypadkowa. Przebierający się za potwory, młodzi ludzie, bawiący się w najlepsze, nie licują z powagą wszystkich świętych. No cóż, skłamałbym, że mnie samemu ten anglosaski zwyczaj się podoba, ale dlaczego powinienem od razu zabraniać go tym, którzy świetnie się tym bawią? Poza tym, z tego co zapowiadali organizatorzy i tego co zobaczyłem na filmikach z marszu HolyWins, to też nie było tam podniosłego nastroju i bandy smutasów! To wyglądało jak parada!
Oczywiście zaraz potem pojawia się niezniszczalny argument. Ludzie obchodzący Halloween hołdują pogańskim (czasem wręcz jest mowa o satanistycznych) tradycjom w okresie tak ważnego katolickiego święta! I wtedy niestety krew mnie zalewa. To prawda, że obecnie święto jest katolickie, ale przecież jest takie tylko z powodu polityki kościoła, który w początkach swego istnienia starał się zastępować pogańskie święta, własnymi. Zazwyczaj wręcz przejmował bezpośrednio zastane zwyczaje, wpisując je we własny kalendarz religijny. Przecież tak właśnie było ze Świętem Zmarłych! Pochodzi ono w prostej linii z celtyckiego święta Samhain, czyli końca lata. Ta specjalna noc z 31 października na 1 listopada zacierała granice między światem żywych i zmarłych i ci drudzy ponownie wędrowali po świecie.
No dobrze, silniejsza religia wyparła słabszą, nie ma się co gniewać na historię, ale wolałbym, aby pozostało trochę pokory dla przeszłości i prawdy, bo Halloween właśnie do Samhain bezpośrednio się odnosi. Tyle, że dziś, zwyczaj ten nie jest religijny a tylko i wyłącznie kulturowy, czego więc boi się kościół katolicki, dlaczego wzywa na barykady?
Ta barykada najbardziej mnie zastanawia, bo w dzisiejszej Polsce rośnie ona w zastraszającym tempie, a na nią zapraszani są ludzie, którym wmawia się, że wróg obrasta w siłę i do zepsucia całkowitego już nam tylko krok. Stający na niej kapłani straszą ekskomuniką (biskup Hoser), niemal porównują do nazistów, mówiąc o in-vitro jako o “młodszej siostrze eugeniki” (list Konferencji Episkopatu Polski), a te słowa podłapują i wykorzystują niektórzy politycy, tylko pozornie działający na rzecz kościoła, a bardziej na własny rachunek.
Ustami jednego z najważniejszych polityków naszej sceny, dowiadujemy się, że:
“…należy oprzeć konstytucję o system wartości, który jest jedynym w skali społecznej znanym (występującym, obowiązującym) w Polsce. Jego depozytariuszem jest przede wszystkim Kościół katolicki. Jest to system nawiązujący do chrześcijaństwa i tradycji narodowej”.
A więc jedni i drudzy, wręcz systemowo chcą zaszczepić w nas jedyny znany wzorzec moralny, właściwy tylko i wyłącznie kościołowi katolickiemu? Jan Hartman, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, ma jednak odmienne, od zaprezentowanego, zdanie. Mówi wręcz o fałszu występującym w tym stwierdzeniu (“Jak Kaczyński etyki uczy”) i przyznam, że mnie jego tłumaczenie przekonuje.
Jak więc jest naprawdę? Jak nie dać się oszukać pięknie brzmiącym słowom o tradycji, moralności, świętości wierzeń i przekonań? Nawet na najprostszym poziomie komunikacji, zaczyna we mnie rosnąć podejrzliwość co do intencji ludzi, którzy powinni być poza wszelkimi podejrzeniami.
Kiedy przed Wszystkimi Świętymi biskup Zbigniew Kiernikowski wezwał wiernych aby w te święta pokazali więcej ducha a nie zastępowali go plastikiem zniczy i sztucznych wieńców, bardzo mi się spodobał ten apel. Kiedy dodał, że przemysł jaki obrósł święto i cmentarze przesłania nam jego sens, niemal zacząłem klaskać. Kiedy biskup pomocnie wskazuje nam, że zaoszczędzone pieniądze możemy użyć w szczytniejszym celu, zaczynam być podejrzliwy. Dzieła dobroczynne, pomoc biednym, renowacja cmentarza… a ja już boję się tego co usłyszę na końcu. I nie mylę się. Oto bowiem kapłan dokłada kropkę na “i”.
- Oczywiście zachęcam też do składania ofiary na Mszę świętą pojętą właśnie jako okazja do tego, żeby przez tajemnicę Jezusa Chrystusa, Jego śmierć i Zmartwychwstanie przeżywać wspólnotę z tymi, którzy przed nami odeszli.
I czar bezinteresowności i troski o stadko wiernych pryska.
Zostałem wychowany na katolika, ale od dawna już nie czuję się częścią tego kościoła. Jedyne co we mnie pozostało to tradycje i szacunek, które wpoili mi rodzice. Ludzie kościoła bardzo skutecznie zabijają i tą resztkę uczuć, która we mnie do niego została.
Kościół sam zabija zapał ludzi. Ja też się z niego dawno temu wypisałam. Nie ochrzciłam dzieci - nie chcąc aby brały udział w tym materialistycznym nakręcaniu się. Ale moje zdanie dobrze już znasz ;)
OdpowiedzUsuńAmen.
OdpowiedzUsuń