Pewnego październikowego, jesiennego poranka, na mojej znanej i nudnej drodze do pracy, spotkała mnie niespodzianka w postaci odgrodzonego chodnika wokół Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Na wysięgniku pracowało dwoje ludzi, czyszcząc elewację budynku wodą pod ciśnieniem. Połowa ulicy Nowogrodzkiej znajdowała się pod delikatną, opadającą mgiełką wilgoci. Trochę pomarudziłem pod nosem, bo w związku z budową po przeciwnej stronie ulicy, dla przechodniów takich jak ja, pozostało wyłącznie maszerowanie środkiem jezdni.
Na budynku Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej
zawisła tablica poświęcona pamięci Izabeli Jarugi-Nowackiej
Jak się okazało kilka dni później, w środę 13 października, budynek czyszczono nie tylko z powodu wrodzonej schludności jego administratorów, ale również dlatego, że odbyć miało się uroczyste odsłonięcie tablicy, poświęconej pamięci Izabeli Jarugi-Nowackiej. Pojawiło się kilku żołnierzy z kompanii reprezentacyjnej, przedstawiciele kół politycznych i organizacji pozarządowych. Postali, pomówili. Zainteresowani, na pewno znajdą w sieci odpowiednią relację. W końcu poszli. Została tablica.
Właśnie o tej nieszczęsnej tablicy chciałem tutaj dziś napisać. Absolutnie nie mam nic przeciwko jej pojawieniu się. Uważam, że ten rodzaj uczczenia pamięci osób, zasłużonych dla polskiej sfery publicznej, jest jak najbardziej w porządku. Chciałbym tylko, aby czasem coś w naszym kraju zrobiono nie tylko z serca, ale też trochę z głowy.
Kto stał kiedyś na zbiegu ulic Nowogrodzkiej i Brackiej w Warszawie i przyglądał się czerwonemu, ponuremu gmachowi MPiPS, pewnie nie przeżywał estetycznej ekstazy. Nie jest to szczególnie piękne miejsce. Przyciężki wygląd czerwonego kamienia elewacji w połączeniu z wielkimi, witrynowymi oknami, raczej straszy niż zachęca.
Tablicę pamiątkową powieszono po lewej stronie od głównego wejścia do budynku ministerstwa. Dokładnie po drugiej jego stronie, wisi tablica poświęcona Jackowi Kuroniowi, inicjatorką pojawienia się której, była sama Jaruga-Nowacka. Ona też mówiła o sobie jako o uczennicy Kuronia. I wszystko było by dobrze, gdyby do tej symetrii rozmiaru i położenia, dodać też pewnego rodzaju symetrię wyglądu. Tak daleko jednak myśl ludzka, ta odpowiedzialna za pojawienie się tablicy, już nie sięgała.
Można przeboleć, że jedna z tablic jest gładka, a druga ma pofalowaną powierzchnię, podobnie jak to, że w inny sposób je zamontowano (odległość od ściany, nity). Od wielkiej biedy, można by przymknąć oko na wyraźnie różny układ treści, różne liternictwo i rozmiar wizerunku osoby, której miejsce jest poświęcone. Jednak kompletnie już nie rozumiem, dlaczego zdecydowano się na różne kolory tablic!? I nie! Nie kupuję prób opowieści o dwóch biegunach, bieli i czerni, kobiecie i mężczyźnie.
Dwie tablice na budynku MPiPS
Jacek Kuroń i Izabela Jaruga-Nowacka
Nie jestem ani architektem, ani wielkim estetą. Może trzeba by zapytać o zdanie kogoś bardziej ode mnie znającego się na rzeczy? Mnie jednak jakoś nie odpowiada ten mały bałagan na froncie budynku, który z ledwością broni się sam swoją bryłą i wrażeniem jakie robi na przechodniach. Czy powinien być ktoś kto odpowiada za akceptowanie takich projektów? A może jest i średnio się wywiązał? Czy wymagam za dużo?
Izabeli Jarudze-Nowackiej tablica w tym miejscu, obok drugiej poświęconej jej mentorowi, się należała. Czy nam należał się taki misz-masz stylistyczny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz