czwartek, 18 sierpnia 2011

Coś się skończyło, coś się zaczyna

Zostały dwa tygodnie do końca wakacji. Nie moich. Mojego najmłodszego brata. Tak się złożyło, że jesteśmy właśnie w drodze do naszego domu rodzinnego, po krótkim pobycie brata u mnie. Trzeba było jakoś ładnie podsumować więc te dwa kończące się okresy, wszak od jutra zacznie się coś całkiem nowego, może lepszego? Postanowiliśmy iść do kina na ostatnią odsłonę cyklu o Harrym Potterze. Żadne z nas jeszcze go nie widziało.

Od razu muszę powiedzieć, że fanem młodocianego czarodzieja nigdy nie byłem, nigdy nie sięgnąłem też po książki Joanne Rowling. Ominęła mnie więc gorączka oczekiwań kolejnego tomu, ominęło mnie żywe dyskutowanie o wierności filmowej adaptacji do oryginału. U mojego brata jest inaczej. Kiedy mam jakieś pytanie, to do niego się zwracam o pomoc. Nawet teraz, co chwilę zadaję jakieś pytania, upewniając się, że nie popełniam jakiejś gafy.

W kinie, jak w kinie, było heroicznie. Świat się walił, ludzie umierali w szlachetnym poświęceniu, siły zła i dobra starły się w ostatecznym boju. Główny bohater, wsparty niezłomnymi przyjaciółmi zmagał się z własną słabością i z potęgą przeciwnika. Na koniec, zło znów położyło kark, a dobro triumfowało jak powinno w każdej dobrej baśni. Niby wszyscy się tego spodziewaliśmy, a jednak godziny spędzone przed kinowym ekranem nadwyrężyły nasze nerwy solidnie.

Nie sposób zarzucić czegokolwiek filmowcom, bo zrobili kawał znakomitej roboty i film pozostaje jednym z największych widowisk X muzy. Nie wiem nawet czy sprawił zawód fanom Harry’ego Pottera, czy też są cyklem zachwyceni, nie jest to dla mnie istotne. Wielokroć mówiłem, że “Więzień Azkabanu” jest najlepszą i ulubioną przeze mnie częścią cyklu i teraz przyjdzie mi tylko potwierdzić tę opinię. Po straszliwym zawodzie “Czarą ognia” myślałem, że nie dotknę się już następnych części, ale dość mroczna końcówka, zrehabilitowała nieco całość w moich oczach.

Dlaczego więc oglądałem tę serię? Nie dla samych efektów specjalnych przecież, ale też ciężko było by pominąć je w tym wywodzie, bo pomogły stworzyć wspaniałe, fantastyczne teatrum, nieosiągalne innymi efektami. Oglądałem ten cykl również dla wspaniałych, uwielbianych przeze mnie aktorów. Cudowna Emma Thompson, kobieta o anielskim głosie (oj zawsze będę widział już jej uskrzydloną, gniewną postać z “Angels in America”), przepiękna Helena Bonham Carter, którą wielbię w jej niesztampowości, mój ulubiony Alan Rickman, dla którego jestem w stanie zobaczyć każdy film, w którym przyjdzie mu zagrać.A tu lista się nie kończy, jest jeszcze wszak Kenneth Branagh, Gary Oldman, Ralph Finnes, Bill Nighy, John Cleese, John Hurt… Uff! Lista mogła by być jeszcze długa.

Właściwie to przyznać się muszę, że notkę tę zacząłem pisać właśnie po to, aby poględzić sobie o kimś z obsady. O kimś kto wcielił się w najważniejszą bohaterkę, Hermionę Granger, czyli o młodziutkiej, angielskiej aktorce, Emmie Watson. Ledwie kilka tygodni temu, siedzieliśmy sobie sympatycznie z moją znajomą, Iloną, przy winku i pogaduchach. Oglądaliśmy zdjęcia Emmy z angielskiego Harper’s Bazaar i zachwycaliśmy się tą młodą kobietą. To nieco dziwne, bo jest kompletnie nie w moim guście, mały, chudy wieszak, bez właściwych kobietom krzywizn i wypukłości, a jednak budzi we mnie niezwykłe zainteresowanie.

Zanim zagrała przyjaciółkę Harry’ego Pottera, była kompletnie nieznana, choć od maleńkości chciała zostać aktorką i szkoliła się w tym kierunku w renomowanej The Dragon School w Oksfordzie. W wieku 11 lat zaczęła się jej przeszło dziewięcioletnia przygoda z serią filmów o Potterze. Niemal nie było szans na inną działalność, ale i tak udało jej się zaistnieć jako modelce, jak również zagrać w dwóch filmach, o których, szczerze mówiąc, nic, nigdy nie słyszałem. Może to nic dziwnego, bo jeden był telewizyjny?

Sława musiała się podobać, ale Emma okazała się ambitną osóbką, którą zaczęła równie szybko męczyć. Z czasem coraz częściej mówiła o znużeniu swoją rolą i o identyfikowaniu jej z Hermioną. Kiedy po zakończeniu zdjęć, niemal natychmiast, króciutko ścięła włosy, jej fani zadrżeli i zarzucili Internet komentarzami, nierzadko dość krytycznymi. W ten symboliczny sposób aktorka chciała pokazać swoje zerwanie z wizerunkiem idolki młodzieży i podkreślić, że jest już dojrzałą kobietą.

Dla Emmy zaczął się nowy czas. Karty magazynów o modzie wypełniły się jej zdjęciami z sesji, których propozycje zaczęły pojawiać się jak grzyby po deszczu. Patrząc na niektóre ze zdjęć, ciężko się dziwić tej niezwykłej atencji do młodej gwiazdki, i coraz rzadziej w jej twarzy odnajduję zmartwione spojrzenie młodej wiedźmy. To chyba dobrze prawda?

Emma Watson
foto: Alexi Lubomirski
Harper’s Bazaar UK


Emma Watson
foto: Mario Testino
Vogue US


Emma Watson
foto: Marie Claire


Emma Watson
foto: Mario Testino


Emma Watson
foto: Mariano Vivanco
i-D Pre-Fall


 

Nie potrafię zrozumieć niezwykłej popularności n.p. Keiry Knightley, ani zachwytów jej urodą, czy talentem aktorskim. Tymczasem Emma Watson, ma, moim zdaniem to wszystko co może spowodować, że osiągnie sukces. Choć osobiście, podobnie jak Harry, wybrałbym Ginny (w tej roli urocza Bonnie Wright) zamiast Hermiony, to jednak trzymam za nią kciuki. Koniecznie chcę zobaczyć co z niej jeszcze może wyróść, bo dla Hermiony właśnie coś się skończyło, ale dla Emmy Watson, bardzo w to wierzę, dopiero się zaczyna.

Zdjęcia z nieocenionego serwisu TouchPuppet.com

5 komentarzy:

  1. Cóź, myślę, że wszystko przed EW. Na razie jednak z twarzy patrzy jej dziecko.

    Co do filmu, to faktycznie kawał dobrej roboty i szkoda, że to koniec. Książki przeczytałem i mam w domu wszystkie dostępne diwidiz. Czara Ognia była w sumie dość zabawna, a przy okazji pojawiają się w niej ostrzejsze, niemal horrorowe wątki. Potem było już tylko 'mroczniej', a dziecięco-bajkowy klimat zastąpiony został przez nieco chłodniejszy i doroślejszy. Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, która część jest najlepsza - na pewno w czołówce jest Więzień, na równi z Księciem Półkrwii.

    Czasem lubię statystyki - cała seria zarobiła już mniej więcej tyle, ile wynosi 30% rocznych wydatków budżetu naszego państwa na armię.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie sądzę. Powiem więcej, żadne z trójki głównych aktorów nie posiada za krztynę talentu aktorskiego czy charyzmy i prawdopodobnie nie zrobi kariery.:) Jeszcze się tu i ówdzie pewnie pojawią na fali popularności z HP, ale to wszystko.
    Sama seria jest głównie słaba, zero niuansu, masa sztampy, wszystko przerysowane, albo odrealnione, albo i jedno i drugie. Nieciekawi bohaterowie. Może i jest coś w tych książkach, ale filmy skutecznie mnie odstraszają od nich.

    Y.

    OdpowiedzUsuń
  3. http://film.onet.pl/wiadomosci/emma-watson-w-nedznikach,1,4831816,wiadomosc.html

    to pewnie żadna kariera... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, nigdzie nie powiedziałem, iż o karierę aktorską mi chodzi, a co do oceny Yosara, to lubimy się ze sobą nie zgadzać czasami :). Co do nędzników, to też myślę, że to może być trochę z rozpędu. Poczekajmy, porozmawiajmy za 10 lat.

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie, wszystko się może zdarzyć. Na marginesie, słyszałem ostatnio taki dowcip o całej serii: największą sztuką magiczną w HP było to, że rudemu udało się mieć przyjaciela. Ba, nawet dwoje...

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger