środa, 16 listopada 2011

LOL to i LMFAO tamto

Przy barowym stoliku, zaledwie kilka metrów ode mnie siedzi młody Azjata. Jest coś niezwykle interesującego i pociągającego w nieco groźnych, mongolskich rysach jego twarzy, ale to nie tylko to przyciągnęło moją uwagę. Dobrze ubrany, swobodnie siedząc w wygodnym krześle, pochyla się nad talerzem z grillowanymi skrzydełkami kurczaka, jednak ledwo co zauważa trzymany w dłoni kawałek kości pokrytej mięsem. Większą część swojej uwagi skupia na ekranie smartfona.

Sporych rozmiarów, magiczne pudełeczko, leży swoim słusznym ciężarem w lewej dłoni wspartej solidnie o blat stołu ręki. Chwila głębokiego skupienia i nagle ze snu budzi się kciuk, który z ogromnym tempem zaczyna uderzać w klawisze telefonu. Równie ruchliwe stają się oczy, które uprzedzając kolejne posunięcie palca, przygotowują mu bezpieczne miejsce lądowania. Ten szaleńczy taniec trwa kilkanaście sekund, po czym doniosłym ruchem kciuk przesuwa się nad przycisk wysyłania i wciska go. Oczy czujnie wlepione w ekran nagle łagodnieją, a dłoń kładzie się na blacie stolika. Na wpół zapomniany kawałek kurczaka wędruje do ust mężczyzny, ale wzrok ciągle błądzi gdzieś w okolicach ekranu telefonu. Obserwowany przeze mnie mężczyzna rozmawia, teraz akurat, oczekuje na odpowiedź.

Czy rzeczywiście to co obserwuję można nazwać rozmową? Te kilkadziesiąt znaków, wpisanych w zawrotnym tempie w nowo otwarte okienko komunikatu i wysłane gdzieś w świat do innej osoby, przyklejonej do swojego aparatu telefonicznego? Już nawet nie pogaduchy przez komórkę, a właśnie wysyłanie wiadomości tekstowych? Jest! Nagły błysk w oku i dłoń unosi aparat telefoniczny bliżej twarzy, oczy przebiegają po kilku linijkach tekstu i oto powstaje odpowiedź. Krótki, szaleńczy taniec kciuka, kilkadziesiąt energicznych uderzeń w klawisze i w świat płyną kolejne słowa. Znad mojej książki obserwuję ten ceremoniał raz po raz, minuta po minucie.

Ile znaków można wtłoczyć kciukiem w telefon w ciągu 15-20 sekund? To bardziej prosty komunikat czy może jednak pełnoprawna wypowiedź? Czy używa skrótów czy pisze pełne wyrazy? Czy napisanie kilkunastu takich smsów można już traktować jako rozmowę? Co to jest w ogóle rozmowa? Czy to tylko wymiana informacji, a może raczej cały rytuał?

Tymczasem brwi esemesowego sąsiada niebezpiecznie zbliżyły się do siebie i czoło przeorała groźna bruzda. Szczęki zawiesiły swój proces mielenia posiłku a oczy przebiegały po linijkach tekstu wyświetlonych na ekranie telefonu. Prawa ręka niemal bezwiednie opuściła nieogryzioną do czysta kość na talerz i powędrowała w stronę serwetki, aby w chwilę po pobieżnym wytarciu o nią palców dołączyć drugą dłonią do silnego uchwytu telefonu. Teraz tandem kciuków zaczął gorączkowo wybijać rytm na klawiaturze, przyspieszając tempo pisania, starając się zadowolić rozgorączkowanego właściciela. Jest! I wyślij! Szczęki na nowo podejmują mozolną pracę rozdrabniania jedzenia, ręka sięga po szklankę z napojem.

Kiedy przychodziłem do barku, ten człowiek już w nim siedział. Kiedy kończyłem mój gazowany napój i zbierałem się do wyjścia, nadal przesyłał i odbierał wiadomości, wpatrzony, niemal przez cały czas w ekran telefonu. Tylko raz podniósł wzrok, kiedy zasuwając krzesło narobiłem  nagłego hałasu. Popatrzył na mnie nieprzytomnie i na ułamek sekundy nasze spojrzenia zetknęły się. Jednak kontakt z żywym człowiekiem musiał mu nie odpowiadać, bo czym prędzej wrócił do swojego esemesowego partnera rozmowy.

W 1988 roku Ryszard Kapuściński tak pisał o pewnym spotkaniu:

W Nowym Jorku obiad z Helen Wolff, w jej mieszkaniu, bo Helen ma ponad 80 lat, złamała nogę i trudno jej pójść do restauracji. […] Helen – głęboka, intensywna kultura, wielki kunszt formułowania myśli – ginąca już formacja intelektualistów Europy pierwszej połowy naszego wieku, którzy traktowali rozmowę jako sztukę, za najprostszym wypowiedzianym zdaniem czuło się błyskotliwą kindersztubę, chłonną i pilną młodość, lata studiów i obcowania ze światem myśli i ducha. Rozmowa przeskakuje z tematu na temat.

Ryszard Kapuściński “Lapidarium I”

Jaki będzie obraz człowieka pierwszej połowy nowego, XXI wieku? Jak będą wyglądały nasze rozmowy? Boję się, że zatracamy coś po raz kolejny, że w złudnej potrzebie oszczędności energii zawężamy nasze wypowiedzi do niezbędnego minimum, a później i te jeszcze skracamy. Potrzebę rozmowy wśród bliskich sobie ludzi zastępuje telewizja, internet, a krótkie wiadomości tekstowe i komunikaty i komentarze na portalach społecznościowych stają się protezą głębokiej, pięknej rozmowy. Co i raz słyszę ludzi wybierających karykaturalne sformułowania i niezrozumiałe skróty, posługujących się równoważnikami zdań, zagubionych podczas wypowiedzi, kiedy nagle okazuje się, że nie sposób postawić na końcu zdania emotikony.

Do głowy od razu ciśnie mi się bolesne podsumowania naszych czasów, wypowiedziane ustami Hanka Moodyego, jednego z moich ulubionych bohaterów serialowych (zabawny paradoks prawda?):

And people don’t write anymore, they blog; instead of talking, they text; no punctuation, no grammar. LOL this and LMFAO that. You know it just seems to me that it’s just a bunch of stupid people psuedo-communicating with a bunch of other stupid people in a proto-language that resembles more what cavemen used to speak than the king’s English.

Hank Moody “Californication”

I co wy na to? Celne?

Uwielbiam mówić. Ci, którzy mnie znają pewnie uśmiechają się teraz i mogliby wręcz powiedzieć, że buzia mi się nie zamyka. Wcale mi to nie przeszkadza, bo rozmowa, spieranie się, dzielenie się myślami to najpiękniejsza rzecz jaką mogę sobie wyobrazić. Jestem napędzany słowami, chciałbym aby w moich ustach i pod moimi palcami były piękne, mądre i trafiały do mojego odbiorcy. A jeśli nawet słowa pojawią się tylko po to aby zabić niezręczną ciszę? No to co?

4 komentarze:

  1. W miarę, jak czytałem dzisiejszy wpis, to się zastanawiałem, czy pojawi się cytat z Hanka! I jest, i celny, i dobrze. Może w ubiegłym roku słyszałem rozmowę nastolatków w autobusie i normalnie zadrżałem, jak usłyszałem artykułowane LOL w jednej z wypowiedzi.

    Co do dialogów via komunikator, sms, gg, itd to staram się mieć do tego pragmatyczny stosunek - dobrze, że są.

    P.S.

    Ja tam już wolę zaśmiecać język słowem na k... Ubarwia, podkreśla i często moderuje komunikacje z żywym człowiekiem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tempus fugit - jak mawiali starożytni rosjanie.
    Czas biegnie, leci, zapierdala, nie wiem czy to znak naszych czasów czy życia w w Warszawie, ale mam wrażenie że mam go coraz mniej. Coraz mniej na rzeczy ważne, a wielogodzinne dywagacje... Można je traktować co najwyżej jak rzadkie przysmaki, niezłe od czasu do czasu ale kogóż na to stać codziennie? Można się czasem delektować w dobrym towarzystwie, ale to wszystko.

    Z drugiej zaś strony cóż jest złego w "szybkich rozmówkach"?
    W erze BI (przed internetem) aby z kimś porozmawiać trzeba było się spotkać, no w ostateczności zadzwonić. Doba była mniej więcej tej samej długości więc siłą rzeczy czasu na osobę przypadało po prostu więcej. A teraz? Przy odrobinie wprawy można rozmawiać NIEZALEŻNIE i to na RÓŻNE tematy z kilkoma osobami w tym samym czasie! Straty na "jakości" są więc nieuniknione.
    Zapytam jednak ponownie czy to na pewno coś złego? Ot takie współczesne ploty w kolejce sklepowej, szybkie "bla bla" z sąsiadem przed domem. A że mamby globalną wioskę to i "sąsiad" mieszka na drugim końcu świata i potrzebny jest do rozmowy komputer/tablet/telefon.

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie jest tak, że uważam, że taki sposób komunikowania się jest z gruntu zły i nieprzydatny, wiecie dobrze, że jest zupełnie inaczej. Chodzi mi o to, że staje się to jakby jedynym językiem i karmi lenistwo. Zarówno to, które stara się upraszczać piękne myśli do suchych komunikatów, jak i to, które zatrzymuje nas w domu, zamiast pozwolić nam wyjść na zewnątrz. Czy ludzie, którzy takiego języka uczą się od młodości, jak i Ci, którzy zastąpili nim ten, który kiedyś znali, będą chcieć, ba! potrafić używać jeszcze innego?

    OdpowiedzUsuń
  4. Popatrz Parasit, a na prowincyi mamy luz blues i nic nie robimy ;P

    A tak serio - też ostatnio zauważam, że czas "zapier...la". Ale przypominam sobie, że jak byłam nastolatką to rodzice mówili o tym, jak ich czas przyśpieszył. Nie wierzyłam, bo wtedy na wszystko miałam czas. Teraz ciągle się z czymś nie wyrabiam ...

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger