poniedziałek, 14 lutego 2011

Wciąż mamy bluesa…

Kiedy pomyślę o gitarzystach, którzy dla mnie stali się mistrzami tego instrumentu (oczywiście w strefie moich zainteresowań, czyli w muzyce rockowej) zdaję sobie sprawę jak dużo ich było. Jimiego Hendrixa poznałem bardzo późno i jakoś nigdy nie miałem szansy zakochać się w jego twórczości miłością młodzieńczą, jego miejsce w mojej edukacji muzycznej zajęli zupełnie inni ludzie. Byli to więc gitarzyście na miarę mojej wiedzy, Brian May z Queen, Tony Iommi z Black Sabbath, Kirk Hammet z Metallica, Saul “Slash” Hudson z Guns N’Roses. Później przyszedł czas na bluesa w moim życiu i na wielkiego B.B. Kinga.

Jednak w podświadomości, moją miłość do gitary i umiejętności gitarzystów, zaszczepił pewien teledysk, który zobaczyłem będąc dzieckiem, bodaj w jakimś nocnym programie Manna i Materny, które oglądałem z ciekawością wyglądając spod kołdry, udając, że śpię. W teledysku tym, umieszczona na szczycie gryfu kamera, filmuje wykonanie solowej partii w utworze rockowym. Muzyk wkłada w swoje wykonanie tak dużo uczucia i wszystkie swoje umiejętności, że niemal aż zamyka się wokół swojego instrumentu, scala się z nim w jedność. Niesamowite wrażenie!

Po wielu latach trafiłem na ten teledysk i ze zdziwieniem odkryłem, że chodziło o gitarzystę, którego znałem i uwielbiałem. O Gary’ego Moore’a. Klip nakręcono do bardzo znanego utworu “Out in the Fields” nieco niedocenianego w swoich czasach zespołu Thin Lizzy.

Thin Lizzy–Out in the Fields

 

Nieco trąci myszką prawda? Jednak taka to była muzyka, tworzona na ślepo, tworząca to wszystko co miało nadejść w muzyce rockowej i heavy metalowej. Tymczasem Gary Moore, będący Irlandczykiem, robił powoli coraz większą karierę na naszym kontynencie, choć ciszej było o nim za oceanem. Solowa kariera tego niezwykle pracowitego muzyka, kierowała go coraz mocniej w stronę bluesa. Jednym z najlepszych albumów, który już na stałe umieścił go na mapie gwiazd muzyki był “Still Got the Blues” z 1990 roku z piosenką pod tym samym tytułem, którą kiedyś słyszeć musiał chyba każdy…

Gary Moore–Still Got the Blues

 

Dla mnie Gary Moore był zawsze muzykiem blues-rockowym, bo w obu tych stylach czuł się znakomicie i często je ze sobą łączył. Moim osobistym zdaniem, gitara elektryczna nigdzie nie brzmi tak dobrze jak właśnie w utworach takich jak “Don’t Believe a Word”, którą dla Thin Lizzy skomponował Phil Lynott, a którą Moore wykonywał z lubością przez cały czas. Warto zapoznać się z wersją piosenki, którą wam tu zaprezentuję, aby zrozumieć lepiej o co mi chodzi.

Gary Moore–Don’t Believe a Word

 

Niesamowite dla mnie było zobaczenie na jednej scenie Gary’ego Moore’a i B.B. Kinga, dwóch wielkich muzyków, dwóch Idoli. Kiedy słyszałem jak King zwraca się do Moore’a per “młody człowieku”, kiedy widziałem ich współpracujących na scenie, a później przyjacielsko przekomarzających się muzyką, widziałem mistrza i ucznia, który sam stał się mistrzem dla niejednego już pokolenia gitarzystów.

B.B. King i Gary Moore – The Thrill is Gone

 

Na początku lat dwutysięcznych, spierałem się z moimi pracodawcami, Waldkiem i Cedric’iem o muzykę. Ja zakochany wtedy jeszcze w ciężkim brzmieniu głównie, oni z ogromnym muzycznym doświadczeniem. Kiedy Waldek mówił, że muzyka odchodzi ku samplom i elektronice, powoli przestaje być potrzebne mistrzostwo i kunszt, potrzeba tylko sprawnego odtwórstwa, nie wierzyłem mu. Niestety tak się dzieje i te kilka dni temu stało się coś, co spowodowało, że znów się ku temu czarnemu snu przybliżyliśmy.

6 lutego 2011 roku, podczas wakacji w Hiszpanii, zmarł, prawdopodobnie na atak serca, Gary Moore, wspaniały muzyk, wirtuoz gitary, jeden z mistrzów. Będzie go bardzo brakowało.

Gary Moore
http://www.livepict.com


1 komentarz:

  1. Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą ... [*]

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger