środa, 13 lipca 2011

Na szklaneczce wystukując rytm

Właściwie nie ma o czym gadać. Rola Dr House’a w popularnym serialu, ustawiła życie odtwórcy głównej roli, Hugh Laurie, już na zawsze. Z jednej strony zarobił na niej ogromne pieniądze, z drugiej, co ważniejsze w przypadku aktora, sławę i popularność, które powodują, że jest chciany! Spowodowała również, że pewnie już nigdy nie uwolni się od kojarzenia go, niemal wyłącznie, z postacią genialnego, choć ciężkiego we współżyciu doktora. W przypadku Hugh Lauriego było by to jednak wyjątkowo niesprawiedliwe.

Podczas studiów na uniwersytecie Cambridge został członkiem, a później prezesem, słynnego już na wyspach, amatorskiego, uczelnianego teatru Footlights. Ciekawostką z tego okresu, opowiadaną przy każdej okazji, jest jego emocjonalny związek z Emmą Thompson, ale dla dalszej jego kariery znacznie ważniejsze było poznanie Stephana Fry’a, z którym przez wiele lat tworzył znakomity, sceniczny duet.

Obu aktorów po raz pierwszy zobaczyłem w serialu “Black Adder”, gdzie przez trzy sezony pojawiały się grane przez nich postacie. Szczególną atencją darzyłem zawsze bufonowatego i tępego jak but księcia Ludwiga, w którego wcielał się Laurie i który przysparzał niekończących się kłopotów głównemu bohaterowi, granemu przez Rowana Atkinsona.

Przyjemną niespodzianką było zobaczyć tę postać, a raczej kogoś, kto musiał się z nią kojarzyć, w teledysku Annie Lennox do piosenki “Walking on Broken Glass”, gdzie konkurowała o względy piosenkarki, nie z kim innym, a z samym Johnem Malkovitchem, który również pojawił się tutaj w nawiązaniu do swojej filmowej roli, słynnego amanta Vicomte Valmonta z “Niebezpiecznych związków”.

Annie Lennox–Walking On Broken Glass

 

Laurie i Fry byli twórcami jeszcze dwóch, cieszących się popularnością seriali komediowych, a dodatkowo występowali razem w przepełnionych klasycznym, angielskim humorem skeczach. Choć mniej znani u nas niż sławny “Latający Cyrk Monty Pythona”, prezentowali często poziom absurdu, który kładł na kolana.

'A Bit of Fry and Laurie' for free with BBC Worldwide

 

Kolejny ze swoich talentów ujawnił w trudnym dla siebie roku 1996, publikując znakomicie przyjętą powieść “The Gun Seller”, która wkrótce stała się bestsellerem. Niestety na kontynuację powieści, pod zapowiedzianym tytułem “The Paper Soldier” fani czekają już kilka lat i na razie nic nie wskazuje na to, żeby ich pragnienie spełniło się w najbliższym czasie. Autor postanowił zająć się innymi projektami.

Hugh grywał oczywiście również w filmach kinowych, takich jak Rozważna i Romantyczna, Człowiek w żelaznej masce, czy serii Stuart Malutki, jednak to rok 2003 stał się dla niego momentem przełomowym, bo wtedy właśnie dostał rolę doktora House’a, za którą to kreację był wielokrotnie później nagradzany i nominowany do najważniejszych nagród filmowych. Nie raz, na planie filmowym, Hugh udowadniał, że od dziecka związany jest z muzyką, że potrafi grać na wielu instrumentach i całkiem dobrze śpiewać, to musiało w końcu skończyć się tak jak się skończyło.

Połączenie sławy, rozpoznawalności, umiejętności muzycznych, pieniędzy i miłości do bluesa pozwoliło ziścić się kolejnemu marzeniu ekscentrycznego aktora, w postaci albumu muzycznego, markowanego jego imieniem i nazwiskiem i tytułem “Let Them Talk”. Płyta pojawiła się na rynku 9 maja 2011 roku i zawiera klasyczne piosenki bluesowe. Laurie w wywiadach mówi skromnie, że jeśli dzięki jego aranżacjom, ktoś zainteresuje się starymi mistrzami, to on będzie szczęśliwy. Obok Hugh na płycie usłyszeć można prawdziwe gwiazdy muzyki bluesowej i soulowej takie jak Irma Thomas, Dr. John czy Tom Jones.

“Let Them Talk” leci u mnie od weekendu i powiem wam, że cudownie się przy niej bujam. Laurie w żadnym razie nie jest wybitnym talentem wokalnym, ale wszystkie jego wykonania są niezwykle żywe i bronią się znakomicie. Czuć w całym tym przedsięwzięciu luz i dystans do niego. Muzyka skacze, sączy się, wyśpiewywane historyjki zapadają gdzieś głęboko, a noga sama wybija wygrywany rytm asystując kiwającej się głowie.

Słuchając “Let Them Talk” czuję się jakbym siedział deszczowym wieczorem w zadymionym barze, sącząc jesienną whisky i ciesząc się z występu miejscowego bandu. Jakby nad tym głębiej pomyśleć, to o to właśnie w muzyce bluesowej chodzi, która z barów na festiwale wychodzi niezwykle rzadko, dobrze czując się w swoim naturalnym środowisku.

Moja sympatia do Hugh Lauriego z pewnością nie szkodzi odbiorowi płyty, podobnie jak jego rozpoznawalność z serialu niewątpliwie pomaga w realizacji rozlicznych projektów tego uzdolnionego człowieka. Hugh jest człowiekiem renesansu i po raz kolejny udowodnił mi, że jeszcze na sporo go stać i nie raz mnie zaskoczy, a ja takie zaskoczenia lubię.

Na koniec zostawiam was z bardzo lubianą przeze mnie piosenką, której nie znajdziecie na płycie. Tę zaś przesłuchajcie choć raz, może i wam się spodoba?

Hugh Laurie–Mystery

 

23 LIPCA 2011
JAK JA TO ZROBIŁEM?!

Przedwczoraj, Magda przesłała mi link do filmiku w sieci, a ja złapałem się za głowę. Jak ja to zrobiłem? Planując tę notkę w Bielsku-Białej, myślałem o pokazaniu jeszcze jednej twarzy Hugh Lurie, twarzy, która w końcu jednak się nie pojawiła. Nawet zastanawiałem się wtedy, że coś ta notka wyszła mi krótka, no ale przecież nie zawsze pisze się długie.

Tak czy inaczej miałem wspomnieć o jeszcze jednym proficie, który wynika z faktu bycia super-rozpoznawalną gwiazdą, ogromnie popularnego serialu, bo z całą pewnością wręcz, można powiedzieć, to właśnie Dr. Housowi, Hugh Laurie zawdzięcza to, że stał się twarzą męskich kosmetyków firmy L'Oreal Paris.

Hugh Laurie L'Oreal Paris Men Expert

Wykorzystywanie znanych i popularnych twarzy w reklamach kosmetyków to standard, ale wykorzystanie Hugh, jest sporym zaskoczeniem, zwłaszcza jeśli wcześniej markę firmowała taka osoba jak Gerard Buttler (tak, Hugh nie bez przyczyny przedstawia się jego imieniem) i nawet L'Oreal bawi się swoim pomysłem nazywając aktora ikoną anty-modelingu. W końcowej części, wczesnej wersji reklamy pojawia się tablica, z której możemy się dowiedzieć, że specjaliści od reklamy mają nadzieję, że nie będą żałować wyboru.

To oczywiście celowe droczenie się z klientem i odejście nieco od promowania wzorów metroseksualnych, powrotu do naturalnego wizerunku mężczyzny i widzowie chyba to kupują, tak, jak na przykład jedna z fanek, która skomentowała reklamę krótko, pisząc: “He has always been gorgeous. Only, now it is official!”

Odważnie, ale bez przesady, firma raczej na tym nie straci, zyska na pewno Hugh, głównie jego kieszeń, ale też miło spojrzeć na niego z kolejnej strony.

5 komentarzy:

  1. Klap, klap, klap - temu Panu należał się taki wpis. Pod 'gębą' Housa kryje się dość ciekawa osobowość i wiele talentów Laurie'go.

    Płytę przesłuchałem 3 razy i też mi z nią było dobrze.

    Polecam na youtube '30 fact about HL'.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co jeszcze się kryje kolego? Normalny, spokojny i rzeczowy facet. Nie powiem skromny, bo nie kryje się ze swoim talentem, ale też trochę tak jest, bo słychać to w jego głosie w czasie wywiadów. Pamiętam jak na początku Housomanii zapytano go, co by było gdyby ten serial nie wypalił. Odpowiedział, że ma wiele pomysłów na życie a jednym z nich jest gra na saksofonie w bluesowym klubie, do kotleta, wieczorami.

    Chętnie kilka jego cech bym sobie zaimplementował i nie chodzi o jego talenty, ale właśnie te osobowe.

    Płytka kręci się u mnie dalej. Całkiem miło.

    OdpowiedzUsuń
  3. niech ten pan gra ... wtedy ma mniej czasu na śpiewanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ ze mnie pierdoła. Planując tę notkę, miałem dodać jeszcze jeden filmik do całości o czym zapomniałem na śmierć. Naprawiam ten błąd i przedstawiam kolejne oblicze Hugh Laurie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czarna Żmija i tak rządzi nie ma takiego drugiego serialu i tyle :)
    Bob

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger