piątek, 28 września 2012

Z czym do łóżka?

Lubię czytać i lubię namawiać innych do czytania. Lubię o książkach dyskutować i lubię je stawiać na półce. Nie wyobrażam sobie jak można żyć bez czytania, to musi być uczucie straszliwego niedopełnienia! Lubię też akcje mające zachęcać do czytania, a jest ich całkiem sporo, niektóre mniej wirtualne, tak jak słynne “Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka”. Inne bardziej, jak na przykład jedna z ostatnich notek na internetowej ścianie Wojciecha Orlińskiego, która głosiła:

“To międzynarodowy  tydzień książki. Zasady: Złap za najbliższą książkę, otwórz na stronie pierwszej. Zacznij czytać. Gdy dojdziesz do strony ostatniej, możesz opublikować parę zdań recenzji jako swój status, ale czemu właściwie nie pominąć tego etapu i złapać za następną książkę? Skopiuj zasady jako część swego statusu.”

Ha! I co wy na to? Ja skopiowałem.

Są też inne akcje, całkiem niewirtualne, które radość mi sprawiają ogromną i rozpierają dumą, że potrafimy i że chcemy. Świetnym i chwalebnym przykładem może tu być poznańska akcja – “Miejskie Regały Książkowe”. Na próbę, w czterech miejscach w pobliżu starego miasta, pojawiły się niebanalne regały, a na nich książki. Te pozyskano m.in. od Wydziału Kultury i Sztuki, Wydawnictwa Miejskiego Posnania, ale również swoje książki przynieśli n.p. pracownicy Urzędu Miasta. Ideą przyświecającą pomysłodawczyni, Agacie Trykszy było, aby dowolny przechodzień mógł zabrać ze sobą dowolną z dostępnych książek i zostawiać w zamian inną, którą już przeczytał i chętnie by się nią podzielił z innymi.

Regały ustawiono, włodarze zaprosili do korzystania, no i okazało się, że korzysta się że hej! Po nieco ponad tygodniu można powiedzieć, że ludzie chętnie biorą, szkoda tylko, że niechętnie zostawiają. Aby półki nie świeciły pustkami, organizatorzy sami muszą dokładać książki i czekać na odmianę, ta jednak nie wydaje się bardzo prawdopodobna bo niestety zabrane tomy, opatrzone pieczątką akcji, zaczęły pojawiać się w sprzedaży na stoiskach z tanią książką, oraz na aukcjach internetowych.

Ech, taka piękna idea idzie w piach?! Przeżyłbym może jeszcze jakoś to nienachapanie, tę przemożną chęć posiadania, kolekcjonowania książek, ale próba zarobienia na tak szczytnej idei obrzydza mnie do głębi. Widać nie jesteśmy jeszcze na to gotowi. A może powinienem być bardziej cierpliwy i machnąć na to ręką, stwierdzając, że to tylko etap, krok ku temu żeby było lepiej? Przeszła mi taka myśl przez głowę. Niezależnie od wszystkiego, gratuluję pomysłu Pani Agacie, a włodarzom fantazji we wprowadzaniu go w życie.

A u mnie w życiu też “książkowa” rewolucja. W moje życie wkroczył nowy rodzaj papieru, czyli papier elektroniczny, w postaci czytnika Kindle 4, o którym marzyłem od dawna, kiedy pierwszy raz, swój egzemplarz pokazał mi brat. Dzięki bracie, za wtedy i za teraz! Powiem od razu, że to zupełnie fenomenalne urządzenie daje taki komfort czytania, jakiego nie może dać książka. Oczywiście  nie ma się styczności z papierem, zapachem farby drukarskiej, szelestem kartek, ale lżej w torbie, łatwiej w tramwaju, szybciej bo ergonomia znakomita. Jeśli dołożę do tego małe przyjemności w postaci internetowych możliwości urządzenia (miło czytać artykuły swoich ulubionych blogów zrzucone na Kindla wciśnięciem jednego skrótu klawiszowego), to zaczyna się robić naprawdę bogato. Nie chciałbym wypędzać papierowej książki do lamusa, bo nie czas jeszcze na to, a sam uwielbiam moją półeczkę z książkami, ale już dziś każdy czytelnik powinien takie miłe urządzenie mieć.

Ciemniejszą stroną posiadania Kindla jest dostęp do książek. Tu jeszcze w naszym kraju nie jest dobrze. W sumie już na każdym kroku zobaczyć można pierwsze próby, badanie możliwości nowego obszaru dla wydawców, ale ani wybór nie zachwyca, ani tym bardziej cena. Na spotkaniach z wydawcami, podczas tegorocznego, Ogólnopolskiego Konwentu Miłośników Fantastyki “Polcon”, pytania o ebooki padały gęsto, odpowiedzi jednak nie napawały optymizmem. “Nie opłaca się”, “zbyt dużo pracy”, “za mały rynek”. Nikt nie chce być tym pierwszym idącym mocno w stronę wydawnictw e-papierowych, a tylko ci, którzy postawili na ten format, mówią, że robią to właściwie honorowo, bo zarobków z tego nie mają.

Podniosłem ten temat w ostatni weekend, kiedy pod parasolami na wrocławskim rynku spotkałem Łukasza Śmigla z wydawnictwa Dobre Historie. Łukasz powiedział, że czytelnicy fantastyki jak nikt inny są dobrą grupą docelową, bo jakby w swoje pasje wpisane mają zachwycanie się gadżetami, nowinkami technicznymi i bez strachu po nie sięgają. Cóż z tego, skoro brak jakiegoś systemu składania książek do formatu elektronicznego, powoduje, że koszt powstania takiej książki zbliżony jest do tej drukowanej. Zaskoczony byłem tym faktem, ale okazuje się, że jednak to prawda. Sam papier i druk to najmniejsze problemy dzisiejszego wydawcy. Musi on często zapłacić licencje, opłacić tłumaczy, korektorów, skład, a na koniec walczyć jeszcze z kolportażem. Ciężki orzech do zgryzienia.

Im bardziej zagłębialiśmy się w dyskusję, tym większe nadzieję wyglądały gdzieś z naszych słów, że może już wkrótce, że może za chwilkę i wtedy Łukasz przyznał się, że właściwie na dniach, jego wydawnictwo wypuszcza pierwszy, próbny e-book. Powiedział, że to nic wielkiego, ale za to będzie za darmo. I słowa dotrzymał! Ledwo kilka dni temu na stronie flagowego pisma wydawnictwa “Coś na progu” pojawił się e-book, dostępny we wszystkich najpopularniejszych formatach zawierający nowelkę Harryego Harrisona “Zaginiony Pancernik”. Wydawnictwo zapowiada, że to pierwszy z e-booków zawierających krótsze formy literackie, mający się ukazać pod wspólną flagą: “e-singli”. Mocno kibicuję, zwłaszcza, że nasz pierwiosnek zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie.

Będąc już przy “Coś na progu” bardzo zachęcam do lektury tego czasopisma, poświęconego w całości Weird Fiction. Przyznam się bez bicia, że kiedy w wysyłce kupiłem pierwszy numer pisemka i później czytałem go w zaciszu domowym, miałem obawy, że nie będzie miało długiego życia. Zawartość jest bardzo ciekawa, ale rosło we mnie przekonanie, że to o czym piszą autorzy, znakomicie znający się na temacie, jest bardzo odległe od poziomu wiedzy polskiego czytelnika o tego typu literaturze. Jednak po dwóch następnych numerach pisma, mogę z radością stwierdzić, że z dużym prawdopodobieństwem, bardzo się myliłem.

“Coś na progu” ma szanse zapełnić u nas lukę w wiedzy na temat niezwykle popularnego typu literatury rozrywkowej, która wrosła w zachodni styl życia, a u nas pojawiała się zazwyczaj tylko przy okazji prezentowania uznanych już wszędzie dziełek największych mistrzów, takich jak Arthur Conan Doyle, Howard Philip Lovecraft, czy Robert Howard. O nich między innymi przeczytacie na łamach gazetki z artykułów tematycznych. Obok nich jednak możecie liczyć na pełnowymiarowe opowiadania, a jeśli powiem, że obok wymienionych powyżej, jako autorzy pojawiają się tam takie osobistości jak Jack Ketchum, Algernon Blackwood, Bram Stoker, Fritz Leiber, Robert Shackley… No cóż, czy trzeba mówić coś więcej.

"Coś na progu", Wydawnictwo Dobre Historie

Można powiedzieć – stare to wszystko! To prawda, ale mamy zaległości, które dzięki Wydawnictwu Dobre Historie możemy nieco nadrobić. Pisemko ma format zeszytowy, ale liczy przeszło stron, upchanego gęsto tekstu, i ukazuje się co dwa miesiące. Za chwilę w sprzedaży czwarty numer, jest już dostępna antologia opowiadań w hołdzie H.P.Lovecraftowi, no i czekamy na kolejne e-single. Trzymam za was kciuki chłopaki!

A ja tymczasem zamykam netbooka i wracam do mojego Kindla. Trzeba skorzystać z długiej podróży do Niepołomic, gdzie jadę, jak niemal co roku na… Ale o tym może przy innej okazji.

2 komentarze:

  1. zazdraszczam kindla, do swojego cały czas dojrzewam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam , bardzo sympatyczny tekst w dobrym , tsarowkim stylu ! Zgadzam się z przedmówcą , również popieram wszelkie akcje zachęcające do sięgania po książki !Szczególnie cenne są te dla dzieci , jak np znana wszystkim "Cała Polska czyta dzieciom ",czy te na szczeblu lokalnym,chociażby w przedszkolu (awans zawodowy nauczycieli ma swoje dobre strony ! ).Spotkania z autorami (np p.Renatą Piątkowską - świetne książki dla dzieci ),czy głośne czytanie przez rodziców na forum grupy to wielka frajda ,nie tylko dla dzieciaków .A co do nowinek technicznych...to raczej długo dojrzewam...jednak to nieunikniony znak czasu.Zresztą , nieważne,czy na monitorze,czy na papierze,ważne ,żeby czytać i czerpać z tego radość ! Mam nadzieję,że już masz blisko do Niepołomic i spędzisz beztrosko czas z wesołą kompaniją...pozdrawiam ! Ilona Stolarczyk

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger