Kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, stała na drabinie. Było piękne, czerwcowe przedpołudnie ‘99 roku, a ona wieszała zasłony w oknie swojego pokoju. Byłem okropnie speszony i nieco straciłem język w gębie, kiedy z właściwą sobie pogodą ducha, przywitała mnie słowami: “O! Wyglądasz zupełnie jak na zdjęciach!”. Przytaknąłem, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Przez następne lata nauczyłem się, że ten uśmiech i żartobliwy ton to jej znak rozpoznawczy i polubiłem go bardzo.
Od początku mój pobyt w Warszawie był naznaczony jej obecnością. Borykając się z codziennymi problemami, lubiłem się do niej zwracać z prośbą o pomoc. Miała niezwykle jasne spojrzenie na rzeczywistość i proponowane przez nią rozwiązania wydawały się tak oczywiste, że aż dziwiło, że samemu się na nie nie wpadło. Nie mówię, że zawsze były proste, ale nawet te wymagające poświęceń i ciężkiej pracy, nie wydawały się niemożliwe, kiedy do nich przekonywała.
Wydawało mi się, że potrafi pomóc każdemu, ale to właśnie ona nauczyła mnie, że nie da się pomóc wszystkim. Dlatego skupiała się na tych, którzy po tę pomoc przychodzili i naprawdę jej chcieli. Kiedy litując się nad moim wujem, alkoholikiem, postanowiłem mu pomóc, to właśnie do niej przyszedłem po radę. Myślałem, że znajdzie jakiś cudowny sposób, w zamian dostałem surowe wytyczne, co należy zrobić i jak można pomóc takiej osobie. Jak się bardzo szybko okazało, moja wola pomocy przekraczała chęć poświęcenia mojego krewnego. Odrobiłem wtedy jedną z bardzo ważnych lekcji mojego życia.
Kiedyś, nieopacznie, wtrąciłem się w jej rozmowę z koleżankami, dotyczącą ruchu feministycznego, co tu dużo mówić, pogardzanego wtedy przeze mnie. Wdałem się w ostrą dyskusję, widząc krok po kroku jak przegrywam, a moje tezy są zbijane, jedna po drugiej, jej spokojną argumentacją. Ze sztucznym uśmiechem na twarzy i udawanym niewzruszeniem, wycofałem się wtedy z kuchni, w której toczyła się rozmowa, udając, że mam coś ważniejszego do zrobienia. Kiedy minęły pierwsze emocje, zdałem sobie sprawę, że po raz kolejny, zawdzięczam jej to, że wyszedłem poza wąskie ramy swojego, małomiasteczkowego myślenia. Później, kiedy słuchałem takich kobiet jak Barbara Labuda czy Magdalena Środa, zawsze słyszałem ją i jej spokojny ton głosu, tam, w jej słonecznej kuchni.
Jej kuchnia była miejscem magicznym. Przy ogromnym stole, zasiadałem zawsze jak przy święcie, bo nawet powszedni dzień był tam zupełnie niezwykły. To uczucie tworzyli ludzie jacy przy nim zasiadali, ale też niezwykłe potrawy jakie przygotowywała. Była wspaniałą kucharką! Uwielbiała eksperymentować i uczyć się nowych rzeczy, a ja uwielbiałem próbować wszystkiego co gotowała. Czasami mówiła, że czas napisać książkę kucharską, ale zawsze brakowało na to, w jej napiętym terminarzu, czasu. Innym razem, zajadający przygotowaną przez nią ucztę goście, namawiali ją aby otworzyła restaurację, zapewniali, że będą stałymi gośćmi. I tak byli, tyle, że w jej własnej kuchni.
Ja traktowałem to miejsce jeszcze inaczej, jako najlepszą szkołę kucharską. Miłość do gotowania dostałem od niej w podarunku. Kiedy tylko widziałem, że krząta się wokół pieca proponowałem swoją pomoc, tak bardzo chciałem być blisko tej magii, która tam się działa. Zadawałem pytania, a ona cierpliwie odpowiadała na nie, nawet wtedy kiedy były strasznie głupie. Kiedy pozwoliła mi w swojej kuchni po raz pierwszy samemu ugotować, a później pochwaliła moją pracę, czułem się jakbym zdobywał medal olimpijski. Tego uczucia byłem później głodny po wielokroć, a ona dobrze o tym wiedziała.
Zdarzyło nam się raz okropnie pokłócić. Stanąłem w obronie najbliższej mi osoby i powiedziałem kilka mocnych słów. Nie odzywała się do mnie przez tydzień, ale później, nagle, z dnia na dzień, wszystko wróciło między nami do normy. To był jeden z najcięższych dla mnie tygodni, bo choć wierzyłem, że postąpiłem słusznie, to nie mogłem znieść tego chłodu między nami.
Kiedy przyszedłem prosić ją o rękę jej córki, powiedziała bez namysłu, niemal natychmiast: “Nie!” i zaczęła się serdecznie śmiać. A potem zabrała mnie do kuchni, gdzie przy aromatycznej kawie zapytała “No i co teraz, słoneczko?”. Siedzieliśmy tak i gadaliśmy, przyszłość wydawała się fantastyczna i dobra. Kiedy kilka lat później, moje życie nagle stanęło w miejscu i skończyło się wszystko co znałem i w co wierzyłem, wpadłem na nią na ulicy.
Taki niezwykły traf. Szedłem obok niej starając się ukryć szarpiący moje trzewia żal. Zagadywała mnie i uśmiechała się do mnie, w końcu zaprosiła abym odwiedził ją wkrótce. Kiedy wiedziała już wszystko, cierpliwie pocieszała mnie i zachęcała do aktywności, do nie poddawania się, do zawalczenia o siebie. Kilka miesięcy później wyściskała mnie na środku najruchliwszego deptaka Warszawy, kiedy powiedziałem jej, że postanowiłem wrócić na studia.
Nasze drogi rozeszły się i nie bardzo potrafiłem zmusić się do częstszego odwiedzania jej, mimo że za każdym razem upewniała mnie, że ciągle jestem oczekiwanym gościem w jej domu. Czułem wtedy jakbym stracił ją wraz z tym co przydarzyło mi się w życiu, a przecież to nigdy nie była prawda. A potem nagle wtedy zachorowała.
Niegroźna z wyglądu infekcja przemieniła się w horror, a do mnie nie mogło to wszystko dotrzeć. Niczym tchórz starałem się nie dopuścić tego wszystkiego do siebie uciekając od jej choroby tak daleko jak się da. Uciekłem jednak również od niej, czego nie potrafiłem zrozumieć i wtedy i dziś. Kiedy odwiedziłem ją w końcu, jej ciało było zmęczone długą chorobą, ale na jej buzi uśmiech nie zgasł, a w jej głosie ciągle było to wszystko co wcześniej. Mądrość, miłość, ciekawość i wsparcie. Nawet wtedy czułem, że to ciągle ona, wspiera mnie.
Małgosia umarła nad ranem, we wtorek, 12 kwietnia 2011 roku, zostawiając nas wszystkich z ogromnym smutkiem i pustką, ale też ogromnym albumem najcudowniejszych wspomnień o sobie i tym wszystkim co w nas na lepsze zmieniła. Jakoś tak się złożyło, że nigdy nie czuliśmy potrzeby zmiany formy, w jakiej się do siebie zwracaliśmy i z radością mówiłem do niej “Małgosiu”, ale zawsze myślałem o niej jak o swojej drugiej "mamie”.
http://www.tokfm.pl/Blogi/1,110618,9447911,Malgosia.html
OdpowiedzUsuń