środa, 25 maja 2011

Byłem żołnierzem (?)

Nie wstydzę się przyznać, zawsze mnie ciągnęło do bycia żołnierzem. Nie wstydzę się również przyznać, że nie żołnierzem Wojska Polskiego. Z jednej strony to oczywiste, że niezgodę na służenie systemowi (w domyśle byłemu ale w praktyce każdemu) dostałem w prezencie od pokolenia moich rodziców, ale to nie jedyny powód, dla którego tak było. Nawet obserwując polską armię z zewnątrz można było dostrzec, że niespecjalnie tam się dzieje i choć zmieniało się to dynamicznie, zwłaszcza od czasu kiedy dołączyliśmy do tzw. “wojny z terrorem”, to do ideału brakowało wciąż dużo.

Służba wojskowa to dla mnie poświęcenie, wyrzeczenie i ciężka praca, która w zamian powinna procentować znakomitą kondycją, wyszkoleniem i szacunkiem zarówno wśród żołnierskiej braci jak i cywilów, którym się służy. To połączenie profesjonalizmu z kodeksem honorowym, dzięki któremu łatwiej radzić sobie z sytuacjami, przed którymi nie musi stawać normalny obywatel. To w końcu pewien sposób życia, nastawionego na aktywność połączoną z niemałą dawką adrenaliny. Nie oszukujmy się, to szansa na życie wedle zasad i priorytetów nierealizowalnych w "cywilu” i jednocześnie gra z przeznaczeniem, o możliwość zdobycia w ten sposób solidnej pozycję w społeczeństwie.

Skąd ja w ogóle teraz wytrzasnąłem taki temat zapytacie? Wpadł mi w ręce sam. Ostatnimi czasu sporo podróżuję, a wtedy jak zawsze, aby zabijać czas, dużo czytam, również codziennej prasy, której na co dzień czytać nie mam okazji. W Gazecie Wyborczej na pierwszej stronie zajawka artykułu o Polakach służących w armii Stanów Zjednoczonych (Pośmiertnie nagrodzony obywatelstwem USA). Nie powiem wciągnąłem się w niego mocno, zwłaszcza, że napisany jest, moim zdaniem, bardzo dobrze. Nie oceniając, nie ukrywając brzydkich faktów, pisze o czymś co od dawna jest dla wszystkich wiadome. Polacy służą w najlepszych armiach świata, mimo tego, że wedle polskiego prawa to przestępstwo, zagrożone niebagatelną karą 12 lat więzienia.

Niby nie ma żadnej tajemnicy, żadnego sekretu, dlaczego tak dzieje się w przypadkach opisanych w artykule, aby zachęcić do wstępowania do US Army, rekrutom obiecuje się amerykańskie obywatelstwo. Spełnienie “amerykańskiego snu” w zamian za służbę w najlepszej armii świata nie wydaje się zbyt wysoką ceną, choć czasami płaci się cenę najwyższą. Nie sposób w takim momencie nie przypomnieć sobie niezwykle sugestywnej sceny z “Gangów Nowego Jorku” Martina Scorsese, w której emigranci schodzący ze statków, którymi przybyli z Europy, są rekrutowani wprost do regimentów piechoty Unii. Chcecie żyć w naszym kraju? Zapłaćcie za to swoim poświęceniem. Nic nowego prawda?

Jednak to nie tylko amerykańskie obywatelstwo jest wabikiem na młodych ludzi, ale również szansa dla życia, jakiej nie możemy dostać w naszym kraju, szansa na spełnienie się, na osiągnięcie czegoś, na ruszenie do przodu kiedy wszystkie drogi wydają się pozamykane. Niezwykle poruszająca jest historia chłopaka, który w artykule mówi o tym w jaki sposób obchodził się z nim polski system oświatowy, a co potrafił osiągnąć kiedy dało my się szansę. Tą szansą była dla niego armia. Studia na jej koszt, zapewniona kariera i możliwość rozwoju. Czy tak samo może być u nas?

Wbrew mojej woli, ja sam znalazłem się w armii, wypełniając powszechny obowiązek obrony… i tego czego się naoglądałem nikt mi nie odbierze. Utrwaliło to tylko mój pogląd o tym, że w naszej armii służba to zdecydowanie nie jest to, co chciałbym robić. Mimo, że nie chciałem tam wylądować, stwierdziłem, że skoro już jestem, pokażę na co mnie stać.

Był rok 2002, a nasze wojska miały wkrótce przystąpić do operacji wojskowej w Iraku, tymczasem koszarowa codzienność przypominała groteskowy film. Wojsko służyło do sprzątania jednostki (do dziś pamiętam jak z nożami stołowymi, którymi jedliśmy obiad, wysłano nas do wyrywania trawy spomiędzy płytek chodnikowych, na której to czynności spędziliśmy cały dzień) i było jedynym argumentem na to, aby dziesiątki “grubasów” z kadry oficerskiej miały w ogóle jeszcze jakąś pracę.

Na górze zaś trwała walka o życie i stołki. Wyrzucano świetnie wyszkolonych, młodych, energicznych pułkowników ze stanowisk dowódczych, żeby zrobić miejsce dla dobrze postawionego generała ze stolicy, aby miał gdzie dosłużyć się wyższego (jeszcze wyższego!) uposażenia na emeryturę. Taki generał pojawiał się tylko na galach, żeby się uśmiechnąć do aparatu, poza tym nie robił zgoła nic.

Kadra na przemian chlała i kombinowała jak by tu jeszcze więcej wyrwać dla siebie, zanim ten cały domek z kart szlag trafi. Wojskowym mieniem wyposażano prywatne mieszkania, które remontowali za kilka butelek piwa żołnierze służby zasadniczej. Płacono za dyplomy i podrabiano uprawnienia, byle tylko znaleźć się dalej od niewykształconego ogona, który pierwszy miał iść na odstrzał.

A co do wyszkolenia? Przez całą swoją, roczną służbę, oddałem z mojego służbowego AK-47 pięć strzałów, wszystkie z użyciem amunicji ćwiczebnej (ślepej). Za to zamiotłem, zagrabiłem, oczyściłem z trawy, błota i śniegu, kilometry pasa startowego, dróg dojazdowych i wewnętrznych, placów i bieżni. Nie zamierzałem jednak na tym poprzestać i tak jak sobie obiecałem powalczyłem o siebie w tej chorej organizacji. Udało mi się po rocznej służbie wyjść jako żołnierz regulaminowy, który nie poszedł na falę, ze stopniem kaprala, odznaczeniem wzorowego żołnierza i papierami obserwatora meteo trzeciej klasy.

To jednak było nadal niczym dla zawodowych, bo w środku nocy potrafił obudzić mnie kompletnie pijany oficer i rozkazać mi “zapierdalać” na garnizon po wódkę dla niego. Kiedy prowadziłem musztrę z młodym wojskiem, widząc moje starania nauczenia tych ludzi czegokolwiek, pewien major, zastępca dowódcy batalionu, w którym służyłem, na cały głos wrzasnął, żebym spierdalał na ZMECH bo tam potrzebują takie zryte mózgi jak ja. Przy młodym wojsku, które było wtedy pod moją opieką. Rozumiecie trochę o czym piszę?

Nie zrozumcie mnie źle. Spotkałem tam też wspaniałych ludzi, prawdziwych żołnierzy, prawdziwych dżentelmenów, ludzi, za którymi chciało by się pójść wszędzie, ale to były jednostki.

Czemu więc się dziwić ludziom, którzy szukają innego oblicza wojskowego życia za granicami kraju. W legii cudzoziemskiej, w armii Stanów Zjednoczonych są setki bardzo cenionych Polaków, którzy w teorii, po powrocie do kraju, powinni wylądować za kratkami. Jak nie czuć goryczy i złości, kiedy czyta się słowa gen. Bogusława Packa, który mówi:

Osobiście jako żołnierz nie popieram służby Polaków w innych armiach. To budzi mój wewnętrzny sprzeciw. Gdy byłem zastępcą dowódcy operacji EUFOR w Czadzie, spotykałem żołnierzy francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Byli wśród nich Polacy. Nie mogłem się do nich przekonać. Służyć według mnie powinno się własnemu państwu i we własnym wojsku.

Odpowiadam Panu generałowi, oni tam realizują się, w odróżnieniu od służby w naszej armii, gdzie najwięcej widać wierchuszkę, a o żołnierzach kontraktowych szkoda w ogóle wspominać. I niech Pan generał nie będzie taki święty, bo naoglądałem się tego jak to “własne państwo” jest najważniejsze i oglądam to również w chwili obecnej, kiedy próby reformy emerytury mundurowej spotykają się niemal z buntem ze strony najbardziej zainteresowanych.

Żeby było śmieszniej, to zaraz obok artykułu, który stał się iskierką zapalną do napisania tej notki, stał inny, mówiący właśnie o emeryturach mundurowych (Mundurówki zliczone - do przywilejów dopłacimy 300 mld zł). Co też takiego tam czytamy?

Funkcjonariusz przechodzi na emeryturę średnio po 23 latach pracy, pielęgniarka czy szewc pobierający emeryturę z ZUS - po 36. Służby nie tylko krócej pracują, ale i więcej dostają. Średnia emerytura w ZUS to 1570 zł, w KRUS - 843 zł. A mundurowa aż 2726 zł. Ba - prawie połowa emerytów ze służb pobiera ponad 3 tys. zł miesięcznie. Już za dziewięć lat wydatki z tego tytułu osiągną poziom 22,4 mld zł! - Polska ma najbardziej hojny system emerytalny dla mundurowych - mówi Adam Jasser, sekretarz Rady. Z jej analiz wynika, że tak szczodrzy dla swoich mundurowych nie są nawet bogaci Szwedzi czy Niemcy. 20-latek, wstępując do służby, musi za Odrą pracować do ukończenia 57. roku życia (czyli 37 lat). Młody Szwed o cztery lata dłużej (czyli 41 lat). Po 15 latach służby na emeryturę mogą przejść z naszych sąsiadów tylko Czesi. - Ale nikt z tej możliwości nie korzysta, bo dostałby jedynie 5 proc. ostatniej pensji - mówi Jasser. W Polsce dostaje 40 proc.

No więc jak to jest, że mimo, tak genialnych warunków i zapatrywań na przyszłość służba w polskiej armii nie jest kusząca Panie generale? Dlaczego młodzi ludzie uciekają służyć gdzie indziej? Może problemem jest tu ciągle nie zreformowana struktura WP, które liczbą generałów i pułkowników szokuje nawet specjalistów? Może dlatego, że żołnierze, którzy dla własnego bezpieczeństwa, na własną rękę opancerzają samochody patrolowe w strefach wojny zostają dyscyplinarnie karani za nieregulaminowość? A może dlatego, że od lat ciągnąca się, najgłośniejsza, wojskowa sprawa sądowa, nie potrafi znaleźć winnych incydentu pod Nanghar Khel, a żołnierze oskarżeni w sprawie traktowani są jak pospolite bandziory, pozbawieni są wsparcia organizacji, której służyli, jakby już zostali uznani winnymi i skazani. Takich spraw mógłbym wymieniać jeszcze wiele.

Niechże więc każdy z was, Panowie generałowie, wsadzi nos w swoje sprawy i porozgląda się po własnym podwórku a nie ocenia ludzi, którzy postanowili pójść własną drogą, ryzykując przecież zadarcie z naszym systemem prawnym, zdrowiem i życiem. Nie chcą oni nic od was, ani od kraju, który nie zawsze im pomagał od najmłodszych lat, chcą swojego szczęścia i być może właśnie w mundurze innego kraju go znajdą. Nic wam do tego! Won!

5 komentarzy:

  1. Ładnie napisane :) W Polsce niestety jest wiele do zreformowania i na pewno nieruchawe wojsko powinno zostać "zaorane i posiane na nowo". Tylko co zrobić z lobbystami?

    Natomiast to zdanie "To połączenie profesjonalizmu z kodeksem honorowym, dzięki któremu łatwiej radzić sobie z sytuacjami, przed którymi nie musi stawać normalny obywatel. " mimo wszystko bajkowo śmierdzi. Coś mi się kojarzy jak żołnierze tych "wspaniałych" armii (niebieskie berety?) obojętnie przyglądali się jak wyżynają cywilów, a żołnierze (francuscy?) gwałcili w Afryce. Nie wierzę aby maksymalny testosteron szedł w parze z profesjonalizmem ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że masz rację co do bajkowości tego co napisałem, ale to przecież ideał, coś do czego chciało by się dążyć i dążyć powinno. To, że w obliczu rzeczywistości takie ideały poddawane są próbie najcięższej widać na każdej z wojen, czy choćby misji pokojowych, do których się odwołałaś. W warunkach pokojowych, w swojej służbie byłem gotów trzymać się moich standardów. Na szczęście dla mnie, nigdy nie byłem w stanie sprawdzić tego w warunkach wojny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że nie musiałeś się sprawdzać w wojsku. A takie "zabawy" można uprawiać i po cywilnemu!

    OdpowiedzUsuń
  4. No i mamy wyrok w sprawie Nanghar-Khel choć jeszcze nie prawomocny. Wszyscy podsądni zostali uniewinnieni. Podoba mi się fragment mowy obrończej z tego procesu:

    "- To nie jest żadna misja stabilizacyjna, jak nazwali ją pokrętni politycy, lecz wojna, w której polscy żołnierze występują bez żadnych ograniczeń co do terytorium działania ani zakresu użycia broni - mówił mec. Jacek Kondracki, broniący ppor. Bywalca. - Amerykanie błędy swoich żołnierzy traktują z wyrozumieniem, a my robimy z naszych bandytów (...) Jedni wracają w trumnach, a inni w kajdanach. Gdyby oskarżeni wrócili w trumnach, mieliby pogrzeb z honorami i wszystko byłoby w porządku - mówił.

    Jak podkreślił, "to dzięki działaniom ministra Macierewicza (b. szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i szefa komisji weryfikacyjnej b. WSI) nasze wojsko w Afganistanie zostało pozbawione wywiadu i kontrwywiadu" - dodał Kondracki, który uważa, że sytuacja ta nie ma porównania z warunkami, w jakich w Afganistanie działają siły amerykańskie czy brytyjskie."

    Właśnie o takich różnicach pisałem w tekście powyżej. U nas żołnierz musi sobie radzić sam i jeszcze nieraz wbije mu się kosę w plecy.

    OdpowiedzUsuń
  5. musze przyznac, ze tez myslalem o zostaniu w wojsku, i tez przeszlo mi po roku sluzby, kiedy odchodzilem jako kapral rezerwy. Polskie wojsko jeszcze dlugo nie bedzie wojskiem, nawet mimo przejscia na "zawodostwo" . Za duzo starej kadry pseudooficerskiej, ktora siedzi i pobiera i czekan na wypasione emerytury, blokujac drogi kariery mlodym i ambitnym ludziom. Co gorsza oni wychowaja przynajmniej czesciowo nastepne pokolenie takich pasozytow.
    Ja sie pocieszam, ze przynajmniej wystrzlalem w ciagu roku kilka tysiecy sztuk amunicji, i jakby trzebabbylo ojczyzny bronic, to przynajmniej strzelac umiem.

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger