niedziela, 11 września 2011

Inny, choć taki sam

Szedłem wtedy korytarzem biurowca Elektrimu na ulicy Pańskiej. Skąd, albo dokąd? Nie mam już pojęcia. Wiem tylko, że przez otwarte drzwi sąsiedniego departamentu, zobaczyłem przedziwne zgromadzenie, wszystkich pracowników tej sali stojących przy radioodbiorniku. Wróciłem biegiem do swojego pokoju i włączyłem na głos jakąś relację. Po chwili wszyscy moi współpracownicy stali już obok mnie i podobnie jak ja, nie mogli uwierzyć w to co słyszą.

Przez długie godziny siedzieliśmy wszyscy przykuci do szklanych szyb monitorów, obserwując tę tragedię. Widzieliśmy kłęby dymu bijące w niebo ze stojących jeszcze wież, ludzi biegnących ulicami i stojących wysoko w oknach budynków, strażaków i ratowników, którzy w tej chwili nie mogli sobie pozwolić na zastygnięcie, tak jak my, tylko stanęli na wysokości zadania. Potem zobaczyliśmy upadające budynki World Trade Center i baliśmy się pomyśleć nawet, co to wszystko znaczy.

11 września 2001 roku to był jeden z tych dni, kiedy kompletnie nie wiedziało się jak będzie wyglądał następny. Złamane zostały wszystkie, nawet te najbardziej surowe zasady, jakimi rządziło się życie i choć w pierwszym momencie była tylko złość i niedowierzanie, to okazało się, że za tymi drzwiami jest po prostu kolejny świat. Setki ludzi, przy różnych okazjach wypowiedziało słowa, że po tym dniu, świat już nigdy nie będzie taki sam, ale czy to prawda?

Wszyscy wiemy co było potem, nie zamierzam tutaj powtarzać relacji, jakie można dziś przeczytać w każdym zakątku sieci. Z dymu zawalonych budynków zaczynał się wyłaniać świat, w którym ludzie dotknięcie ogromną tragedią, ruszyli aby szukać ocalałych, żeby ratować co można było uratować, żeby pokazać, że nie czują się pokonani. Każdy z nich stawał się w oczach świata bohaterem, choć przecież robili tylko to co powinni. To wtedy, przez krótki czas, superbohaterowie z komiksów Marvela musieli usunąć się w cień, a prawdziwymi herosami stawali się strażacy i ratownicy, których wielu oddało życie ratując inne.

Na skrzydłach
foto: © Sławomir Okrzesik, Warszawa 2009



W tej całej tragedii to piękny widok, kiedy nagle różnice nie dzielą, za to podobieństwa łączą ze zdwojoną siłą ludzi. Każdy mały gest, działanie i każda myśl dawała dowody bezprzykładnego oddania i patriotyzmu, tej dziwnej postawy, która przywoływana w błahych momentach budzi mieszane uczucia, niejednokrotnie zakłopotanie i rozbawienie. My też mieliśmy taki moment w zeszłym roku, sami pamiętacie. Ale to był tylko moment, a później wszystko zniknęło.

Mam wrażenie, że żyjemy w dziwnych czasach, kiedy zmusza się nas do okazywania umiłowania ojczyźnie, szantażując nas agresywnymi wypowiedziami, ale co gorsza, z łatwością szafuje się ocenami, kto jest, a kto nie patriotą. W tym samym momencie dzieli się ludzi na prawdziwych Polaków i na tych obcych, w domyśle wrogów i zdrajców.

Jeden z ważnych polityków krzyczy, że stoi tam gdzie stał zawsze, kiedy jego niedawni sojusznicy, zajęli miejsce najgorszych wrogów. Nazywa ich tchórzami, zdrajcami, sprzedawczykami. Ten “drugi” na konwencji swojej partii straszy, że jeśli tamci wrócą do władzy, to znów biało-czerwoną flagę przyjdzie nam zatknąć na ruinach. Nie widzieli się od tygodni, nie rozmawiali ze sobą od miesięcy, kontaktują się poprzez prasę i ogłupiają nas w swoim opętańczym tańcu. Członek jednej z reprezentowanych przez nich partii, śmiał powiedzieć, że “podejmą próbę nawiązania kontaktu” z drugą partią, w sprawie tak błahej jak organizacja debaty wyborczej. Zupełnie jakby musiał do tego używać tam-tamów w afrykańskim buszu, albo wysyłać misję kosmiczną na Marsa.

Marek Siwiec, był szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego w chwili ataku na World Trade Center we wrześniu 2001 roku. Wspominał dziś w programie radiowym, że w tamtej sytuacji, kiedy prezydentem był człowiek lewicy, a premierem prawicowiec, nie było problemu ze wspólnym rozmawianiu o tragedii i o rozważaniu co to znaczy dla Polski. W Nowym Jorku, w Strefie Zero, miejscu gdzie niegdyś stały wieże, pojawili się dziś George W. Bush i Barack Obama, by ramię w ramię oddać hołd poległym. Nie stanowi to dla nich problemu, że jeden z nich jest przedstawicielem republikanów a drugi demokratów.

Nikomu nie chciałbym kazać sprawdzać się w tak dramatycznych okolicznościach, ale życzyłbym, aby zamiast łatwo szafować takimi słowami jak patriotyzm, ojczyzna, prawdziwy Polak, potrafili wznieść się nad podziały i działać wspólnie, zwłaszcza jeśli czasy i okoliczności po temu pozwalają. Do czego prowadzi zacietrzewienie, niezrozumienie i nawoływanie do nienawiści mogliśmy zobaczyć dziesięć lat temu, a dziś to sobie przypomnieć. Tyle, że po tym dniu pamięci, jutro wszystko wróci do normy, a świat mimo, że nie jest taki sam po 11 września, to wydaje się jednak wcale nie zmienił.

Jeden z moich ulubionych fotografów (uwielbiam to jak potrafi fotografować i jak o tym opowiadać) Joe McNally, po wydarzeniach 2001 roku stworzył kilka niezapomnianych serii zdjęć, w tym portrety bohaterów ratujących ludzi z wież World Trade Center. Dziś, po tych wszystkich latach, wraca do nich i dopisuje kolejny rozdział, bo życie potoczyło się dalej. Żałuję, że nie mogę przygotowanej przez niego wystawy zobaczyć w całości i na żywo, ale wdzięczny jestem za to co mi ze sobą jego zdjęcia przyniosły.

11 września 2001 roku nie zapomnę nigdy, jak chyba wszyscy ludzie mojego pokolenia.

5 komentarzy:

  1. stałem jak wryty w hipermarkecie przed telewizorem gdy Jolanta Pienkowska mówiła "Terror w USA". Sam byłem w domu zadzwoniłem do Magdy i w szoku wydusiłem z siebie, Samoloty, wieże, uderzyły. Nie miałem TV w domu, słuchałem radia. Bałem się zasnąć. Tak silne uczucie to we mnie wzbudziło, że do dzisiaj jest to świeży obraz. Obraz ludzi skaczących w otchłań .....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest taki moment, o którym ludzie będą za kilka/kilkadziesiąt lat rozmawiać: "a gdzie byłeś 11. września..."

      Zauważcie, że przy tej dacie praktycznie nikt nie podaje roku, bo sama data "jedenasty września" (a po angielsku zdaje się jeszcze prościej: nine eleven czy jakoś tak) jest jednoznaczna z horrorem, który miał wtedy miejsce.

      Tyle przemyśleń ciśnie mi się na klawiaturę, ale wszystkie wydają się banalne i nieoddające ogromu emocji związanych z tym wydarzeniem, że zostawię tak, jak jest.

      Tsar: zdjęcie straszne. i piękne. Wkładam do zakładki z filmem "godziny" i innymi, które uwielbiam, mam na półce i których nigdy nie obejrzę, bo na samą myśl o nich chce mi się płakać.

      Usuń
  2. Ostatnie zdanie jest w 100% prawdziwe. Ot, taka refleksja.

    Zdjęcia z papierowym samolotem nie widziałem. Z opisu wnoszę, że Twoje. Szarpie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, zdjęcie moje, wedle tego co podpisałem. Zrobiłem je 11 września 2009 roku i umieściłem w projekcie Factro365, który wtedy z Camparis prowadziłem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano widzisz, pamięć zawodzi. Przepraszam. Ale z drugiej strony miałem okazje zachwycić się nim po raz drugi. Żebym tak mógł Władcę Pierścieni zapomnieć...

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger