Rodzice przyjechali odwiedzić mnie we Wrocławiu, wraz z nimi mój najmłodszy brat. Chcę im pokazać coś ładnego w mieście. Wychodzimy z mieszkania i idziemy w kierunku przystanku komunikacji miejskiej. Droga zadziwiająco przypomina tę na przystanek PKS w mojej rodzinnej wsi. Przechodzimy pod zwalistą konstrukcją mostu, po prawej mijamy miejsce letnich kąpieli i zakręcającą po łuku drogą, pamiętającą znacznie lepsze czasy, dochodzimy do murowanej bryły wiaty.
Brat ma ze sobą rower, prowadzi go obok siebie wytrwale, nie chcąc wyprzedzać nas zbytnio. Z tym rowerem będzie problem kiedy podjedzie autobus miejski. Ten, który się właśnie zbliża jest straszliwie zapchany, ale szczęśliwie ma w tylnej części ogromne nadkole, na którym nie sposób usiąść, ale można bezpiecznie położyć na nim rower. Nigdy w życiu nie widziałem takiego autobusu. Rodzice wsiadają z tyłu, ja przednimi drzwiami, muszę kupić dla nas bilety u kierowcy. Przedziela nas tłum pasażerów.

Czas leci, a ja mam go tak strasznie mało. Z napisaniem notki noszę się od 7 września, kiedy to udało mi się odwiedzić wrocławskie Muzeum Współczesne w popularnym Schronie, podczas wernisażu wystawy fotografii “
1. W środę późnym wieczorem koniecznie wejdź na stronę internetową ulubionego kabaretu i zorientuj się, że wkrótce daje występ w twoim mieście, w jednym z teatrów.
Jeśli idzie o obecność w sieci fotografii, to mam takie jedno ulubione miejsce, do którego zawsze powracam. W obliczu wycofania się prasy drukowanej z popierania fotografii jako jednego z języków reportażu, naturalnym kierunkiem jej migrowania stał się Internet. Ten niestety zalewa fala sensacyjnych fotek z celebrytami w roli głównej i trzeba umieć poruszać się, aby trafić w odpowiednie dla miłośników fotoreportażu miejsce. Jednym z nich, jest dla mnie od dawna
Miesiąc i kilka dni temu, do historii przeszedł
Ojej, to już było tyle czasu temu, że nie jestem pewien jak wiele z tego pamiętam, ale obiecałem nadrobić zaległości, co niniejszym czynię. 19 maja, a była to sobota,wskoczyliśmy bladym świtem razem z Magdą w samochód i pognaliśmy do Krakowa. Trwał tam właśnie główny weekend tegorocznego Miesiąca Fotografii. Moja cwana towarzyszka przycięła komara a ja zasuwałem autostradą A4 na wschód. Zanim się obejrzeliśmy już byliśmy na miejscu i meldowaliśmy się u znajomego w mieszkaniu, które miało nam służyć jako baza wypadowa.
To była bardzo miła niespodzianka, kiedy okazało się, że od tego roku
Uff. Ciężko wrócić do pisania po przerwie, ciężko zebrać myśli. Dla wprawki więc napiszę słów kilka o tegorocznym, łódzkim