Od 30 miesięcy w moim mieszkaniu nie ma telewizora. Nie stało się to całkiem z powodu mojej przemyślanej decyzji, jakąś niewielką część jego funkcji przejął ekran mojego komputera, jednak faktem jest, że żaden program telewizyjny nie dociera do mnie już od długiego czasu.
Jak było wcześniej? Czy byłem klasycznym TV slobem? Czy można by mnie nazwać „couch potato”? Myślę, że nie, ale przecież nieraz zdarzało mi się zaliczać wielogodzinne, bezmyślne sesje przed mrugającym ekranem. Czy wybierałem chociaż ambitne i pouczające pozycje? Pewnie czasem tak, ale na pewno nie zawsze…
Skąd te dywagacje? Zaczęło się wczoraj, po tym gdy obejrzałem film dokumentalny w reżyserii Erika Gandiniego pod tytułem „Wideokracja”. Film ukazał się tydzień temu, w nowej serii Newsweeka pod wspólnym tytułem „Najlepsze filmy dokumentalne świata cz. II”. Ciężko odmówić pomysłodawcom serii dobrego pomysłu na start serii, „Wideokracja” to prawdziwy hit 2009 roku, nagradzany między innymi w Amsterdamie, Wenecji czy Toronto . Był też niezwykle chętnie oglądanym filmem na tegorocznym 7 Planete Doc Review Film Festival w Warszawie.
„Wideokracja” to obraz społeczeństwa włoskiego, zapatrzonego w kreowany przez telewizję obraz świata pełnego rozrywki, zabawy, celebrytów i pięknych kobiet. Opowieść o ludziach, którzy swoją wiedzę czerpią z telewizji i w dużej części chcieli by stać się częścią medialnego przedsiębiorstwa, szukając w nim miejsca dla siebie, rozpychając się łokciami, aby stanąć obok wielkich tej sztucznej rzeczywistości. W tle całej opowieści stoi zaś jeden człowiek, Silvio Berlusconi, osoba kontrolująca cały ten przemysł.
Oglądając film nie sposób nie zastanowić się nad wzorcami jakie czerpią nasze stacje komercyjne z odnoszących sukcesy sieci z zachodu, takich jak te z medialnego imperium premiera Włoch. Nie trzeba wiele się zastanawiać aby wskazać na najchętniej oglądany obecnie typ programów, gromadzących każdego tygodnia przed odbiornikami telewizorów miliony ludzi.
Celne obserwacje Gandiniego wydają się czasami przerażająco znajome i każą sobie zadać pytanie, na ile sami stajemy się niewolnikami opinii i ocen serwowanych nam przez kapłanów medialnego świata. Kto staje się uwielbianym przez prostych ludzi bohaterem, kto napiętnowany telewizyjnym znamieniem wyrzucony zostaje poza zbiór szanowanych ludzi. Jak wyglądać musi dla potrzeb show debata polityczna dziś, możemy zobaczyć każdego dnia. Tymczasem zaś coraz więcej z nas za życiowy sukces uznało by znalezienie sobie miejsca na tym nowoczesnym Olimpie pośród innych bogów szklanego ekranu.
Gdzie w tym wszystkim jestem dziś JA, w moim oderwaniu od codziennej dawki telewizyjnej rozrywki? Czy naprawdę uda mi się uniknąć tej polerowanej na błysk wersji rzeczywistości? A może poprzez nowe media, takie jak Internet, dostanie się ona i tak w moją codzienność?
Polecam film „Wideokracja”, podobnie jak kolejny z cyklu „Na przemiał”, który już pojawił się w kioskach. Ten drugi film widziałem już jakiś czas temu w naszych kinach i pozostawił niesamowite wrażenie. Rzeczywistość jest ciekawsza od fikcji i ważniejsza, warto z nią na co dzień obcować i umieć rozumieć. Oba wspomniane powyżej filmy, na pewno w tym pomagają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz