niedziela, 19 grudnia 2010

Matkę możecie pożegnać machaniem

Wiecie co to piernikzilla? No więc ja również nie wiedziałem, dopóki nie wziąłem udziału w jednej. Można wziąć w niej udział, bo jest to rodzaj spotkania, imprezy towarzyskiej wymyślonej przez ludzi związanych z Blipem. Co to Blip, nie będę tłumaczył. Na takiej imprezie chodzi o to, żeby piec świąteczne pierniki, choć właściwie to może bardziej samo pieczenie jest pretekstem do spotkania się? Dobra koniec pierniczenia, ja nie o tym miałem.

Kiedy wyszedłem ze wspomnianego spotkania, był już wieczór, a śnieżyca hulała w najlepsze nad Warszawą. Z Placu Politechniki wskoczyłem w ulicę Polną i zmierzałem w stronę Metra. Niestety radość ze średnio odśnieżonego chodnika skończyła się kilkadziesiąt metrów dalej, kiedy to natrafiłem na rozciągniętą w poprzek chodnika i wzdłuż całej kamienicy, szarfę w biało czerwone pasy. Krew mnie zalała.

Od kiedy, w wyniku różnych tragicznych doświadczeń, takich jak pamiętne wydarzenia z hali MTK w Katowicach w 2006 roku, okazało się, że na administratorach budynków ciążą obowiązki związane z odśnieżaniem dachów. Do właścicieli sklepów i kamienic zaczęli pukać wszelkiego rodzaju kontrole szukając sposobu aby wlepić mandat. Podobne akcje obserwować możemy tuż po zimie, kiedy z okapów zwisają groźne sople, urywające się raz po raz.

Czym jednak byłby Polak, gdyby nie wymyślił na to sposobu. Okazało się bardzo szybko, że straż miejska nie może wlepić mandatu za śnieg czy lód spadający z dachu, jeśli o niebezpieczeństwie czyhającym na przechodnia, ten ostatni zostanie poinformowany, a niebezpieczny fragment chodnika odgrodzony. Jak łatwo się więc domyślić, Warszawa w okresie zimowym i podczas roztopów staje się prawdziwym torem przeszkód, ponieważ zaradni kamienicznicy odgradzają całą szerokość chodnika przed frontem swoich domów. Tak na wszelki wypadek. Kary za brak odśnieżania nie dostaną, a to że pieszy musi nieraz kilkadziesiąt metrów iść ulicą, którą jeżdżą samochody… kogo to obchodzi. Oczywiście wielu przechodniów przekracza rozwieszone taśmy, ale robią to, w pewnym sensie, na własną odpowiedzialność.

Nie sposób nie dojść do wniosku, że u nas wiele sposobów “rozwiązuje” się, wcale ich nie rozwiązując. Działania zastępcze budzą zazwyczaj złość, znacznie rzadziej rozbawienie. Pamiętam dokładnie, kiedy kilka lat temu, podróżowałem drogami krajowymi przez województwo opolskie. Dodać powinienem, że dziurawe niczym najsłynniejsze sery szwajcarskie, nie pozwalające ani na bezpieczne rozwinięcie dozwolonej prędkości, ani tym bardziej na komfortowe samopoczucie prowadzącego. Co kilkadziesiąt kilometrów przy tej trasie rozmieszczone były tabliczki, o mniej więcej następującej treści "Uwaga dziury w nawierzchni na długości x km”. Podróżny został ostrzeżony, dziury pozostały, wszystko jest pozornie w porządku.

Przed oczami staje sytuacja, w której mężczyzna stojący przed schodami na taras widokowy lotniska Okęcie (dziś in. Chopina), czyta tabliczkę informującą o tym, iż ten jest nieczynny. Tabliczka informuje również iż najbliższy czynny taras dla odprowadzających znajduje się we Wrocławiu. To oczywiście scena z kultowego filmu Stanisława Barei pod tytułem “Miś”. Ten genialny obserwator codzienności PRLu i jej prześmiewca, niezwykle celnie wytykał wszelkie absurdy tamtej rzeczywistości. Mam wrażenie, że i dzisiaj nie brakowało by mu inspiracji do kolejnych gagów. I znów uśmiechalibyśmy się ze zrozumieniem kiwając głowami, przełykając po cichu tę gorzką pigułkę.

Scena z filmu Miś, Stanisława Barei

4 komentarze:

  1. Jep, co mi przypomniało kartke w naszym biurowcu. W ciagu ostatnich 2-3 miesiecy mozna bylo na palcach jednej reki policzyc dni w ktorych lazienki i ubikacje na pietrze dzialaly i byly otwarte. Po jakims czasie na drzwiach meskiej pod karteczka "WC nieczynne do odwolania" pojawil sie dopisek "najblizsze czynne WC we Wroclawiu".

    Kocham to nasze bagienko, placac w sumie za osobe kilka tysiecy zlotych miesiecznie za wynajem tych 4 pieter w biurowcu (dobrze ze mamy wiecej niz jedno piero, bylo gdzie isc do WC) ponad 10 tygodni oczekiwania na naprawe peknietej rury "rzondzi";]

    OdpowiedzUsuń
  2. Jechałam ostatnio PKP do Warszawy. Wykupiłam kuszetkę i kiedy rano chciałam podejść do toalety, to dostałam ... 5-litrowy baniak wody! Gdy zdziwiona spojrzałam na konduktora, powiedział: "mało ludzi wykupiło kuszetki, więc nie uruchomiłem zbiornika wody w wagonie."

    Jak dla mnie ... no comments ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wracałam z Wrocławia na początku miesiąca pociągiem (ponoć) EIC. Musiałam założyć na siebie wszystko co miałam, tak było zimno, śnieg padał w środku, a na cały skład działała jedna toaleta. Było w niej kilka cm wody na podłodze. Na pytanie o co chodzi konduktor odparł, że jest zimno. Ciekawe, że w Rosji kolej działa cały rok i to praktycznie bez opóźnień!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pieczenie jest pretekstem. Tak samo może być robienie sushi czy gotowanie.

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger