środa, 1 grudnia 2010

To prawem go, to lewem

Być fotoreporterem to wcale nie taki łatwy kawałek chleba jak można by myśleć. Bardzo nieliczni adepci zawodu zdobywają rozgłos i stają się fotograficznymi gwiazdami. Niewielu też zdobywa w tej pracy duże pieniądze. Większość ciężko pracuje na swoje wypłaty, zmagając się z własnymi słabościami, ciężarem podejmowanych tematów i konkurencją.

Dziś zdjęcie zrobić może każdy i wszędzie. Często korzystając z nieobecności profesjonalnego fotografa, jednorazowo fotoreporterem staje się zwykły przechodzień, który wystarczająco szybko wyjął telefon komórkowy i wcisnął przycisk migawki zamontowanego w nim aparatu. Cóż z tego, że zdjęcie niedoskonałe, skoro “na gorąco”.

Ludzie zajmujący się fotografią szukają każdego sposobu aby reklamować swoje dokonania, z ogromną pomocą przychodzi tu Internet, ten sam, dla którego niejednokrotnie, sprzedają swoje zdjęcia. Duże portale newsowe zamieszczają ogromne ilości zdjęć, trafić do drukowanej gazety, to dziś duży wyjątek. Niestety Internet ma też jedną, bardzo poważną wadę. Zdjęcie z niego “ukraść” łatwiej niż z jakiegokolwiek innego miejsca.

Co i rusz dochodzą do nas informacje o tym, że zdjęcia zamieszczone w sieci wykorzystywane zostają przez nierzetelnych projektantów do ich prac. Koszulki ze zdjęciami, za które nie zapłacono, fragmenty stron internetowych zbudowanych w oparciu o znalezione w sieci fotosy, to tylko szczyt góry lodowej. Niektóre portale społecznościowe już w regulaminie zastrzegają, iż zdjęcia zamieszczone w tym serwisie automatycznie stają się własnością firmy za nim stojącej.

Sprawy związane z wykorzystaniem cudzej własności, w postaci zdjęcia, kończą się różnie, zazwyczaj jednak głównie frustracją poszkodowanych, czyli autorów zdjęć. Szczególnie bolesne może być jednak zderzenie osoby protestującej przed tak bezczelną kradzieżą, z ludźmi reprezentującymi władzę i realne wpływy w obszarze swojego działania.

W październiku tego roku, fotograf Tomasz Jędrzejewski zamieścił na swoim blogu historię sporu, z kandydatką na urząd prezydenta Opola, panią Violettą Porowską (Jak zostałem ‘przestępcą’ …). Po odkryciu, że strona internetowa kandydatki korzysta z jego zdjęcia, na co nie wyraził zgody, zwrócił się do niej z żądaniem zapłaty, w ramach ugodowego rozwiązania sprawy. Niestety zamiast spodziewanego, polubownego rozwiązania konfliktu, doszło do jego eskalacji.

Do winy za nielegalne wykorzystanie zdjęcia nie poczuwała się ani pani Porowska, ani firma, która stronę wykonała, w zamian za to, pechowego fotografa oskarżono o zniesławienie, szantaż, wymuszenie i stosowanie gróźb karalnych. Oczywiście te oskarżenia zawisły tylko i wyłącznie w przestrzeni publicznej, bo w sądzie nie było by już zapewne tak łatwo. Choć, jak dalej się okaże, kto wie?

Sprawa, wygląda na to, rozeszła się po kościach, a pani Porowska zdobyła w wyborach samorządowych 18,46% głosów. Nie przeszkodził jej w osiągnięciu tego wyniku inny zarzut o naruszenie praw autorskich, tym razem Natalii Kukulskiej (Porowska naruszyła prawa N. Kukulskiej).

Mniej więcej w podobnym czasie, inna tego typu sprawa miała miejsce w Szczecinie i dotyczyła kolejnego kandydata na prezydenta miasta, Krzysztofa Zarembę (17,9% głosów w wyborach samorządowych). Ten nie widział nic niestosownego w zamieszczeniu bez zapytania o zgodę (że już o deklaracji zapłaty nie wspomnę), na jego Facebook’owym profilu, zdjęć wykonanych podczas konwencji partyjnej przez fotoreporterów lokalnych i krajowych mediów (Fotoreporterzy chcą pieniędzy od polityka za wykorzystanie zdjęć). Fotoreporterzy nie wycofali się z żądań zapłaty za wykorzystane zdjęcia, nawet po ich usunięciu z profilu, tłumacząc, że chodzi “o to, by zatrzymać proceder bezprawnego wykorzystywania zdjęć z portali (Marcin Bielecki “Głos – Dziennik Pomorza)”. Niemałe znaczenie może mieć tu również fakt, że sytuacja podobna jest do tej jaka wydarzyła się rok wcześniej i dotyczyła tej samej osoby.

Właściwie nie dziwi mnie wcale nieznajomość prawa autorskiego u szarych obywateli, którzy na przykład w taki sposób komentują całą sprawę:

Podstawowe pytanie brzmi "kto ma prawo do zdjęć". Jeśli ktoś zrobił mi zdjęcie bez mojej zgody powinienem mieć prawo do wykorzystania tego zdjęcia. Nawet gdybym był z PISu 
- luni8

Prawo do zdjęć ma osoba, która zdjęcie wykonała. Luni8 może tego nie wiedzieć, ale polityk powinien, zwłaszcza jeśli hasła sprawiedliwości i prawa z nazwy partii do której należy (oba powyższe przypadki) mają znaczyć cokolwiek, a nie być tylko zasłoną do robienia co mu się żywnie podoba.

Zdjęcie zrobione w dzisiejszych czasach człowiekowi na ulicy jest powodem wielu zmartwień u fotografa, zwłaszcza jeśli się okaże naprawdę dobre. Prawo o ochronie wizerunku nakłada bowiem tak wiele ograniczeń, że jego publikacja stać będzie pod dużym znakiem zapytania, no chyba, że od każdej osoby występującej na zdjęciu, mamy pisemne pozwolenie. To ograniczenie nie odnosi się do osób piastujących funkcje publiczne i będących podczas ich wypełniania, ale to już dywagacje na zupełnie inną notkę.

Ileż zdjęć z historii fotografii nigdy nie ujrzało by światło dziennego, gdyby trzymać się szczegółowo litery dzisiejszego prawa? Na pewno było by ich bardzo dużo, ale na szczęście i dziś do tych uregulowań podchodzi się dość racjonalnie, choć zdarzają się czasem wyjątki które jeżą włosy na głowie.

Takie właśnie oszałamiające zakończenie miała sprawa, która swoje początki ma w incydencie jaki miał miejsce w nocy z 12 na 13 sierpnia tego roku. Pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie zebrał się tłum zwolenników i przeciwników jego obecności w tym miejscu. Chyba nie trzeba nikomu dokładnie tłumaczyć nastroju tych zgromadzeń. Młodemu mężczyźnie znajdującemu się pośród gapiów nie spodobało się, że dziennikarka, Anita Gargas, fotografuje go i głośno wyrażał swoje niezadowolenie. Został pouczony przez policję, iż nie ma możliwości zakazania komukolwiek robienia zdjęć, a odebranie aparatu jest czynem karalnym. Młodego mężczyzny to jednak nie przekonało, używając siły fizycznej pozbawił dziennikarkę aparatu i zaczął uciekać. Złapanemu zarzuty przedstawić miała prokuratura.

I wszystko było by w miarę jak należy, gdyby nie informacja prokuratury, że nie zajmie się sprawą, ponieważ oskarżony zrobił to co zrobił dla hecy. Taką decyzję zaskarżono do sądu, ten jednak, głosem sędziego Adama Grzejszczaka oddalił zażalenie, uzasadniając to w kuriozalny sposób. Pozwolę sobie zacytować główne jego tezy:

(...) Zażalenie jest bezzasadne i nie zasługuje na uwzględnienie. (…) Z zeznań świadków (w tym samej skarżącej) wynika, iż robiła ona zdjęcia Michała N. Wbrew jego głośno wyrażonemu sprzeciwowi. (...) Zatem działanie M.N polegającego na wykręceniu ręki i odebraniu aparatu w tym kontekście należy uznać nie jako zastosowanie przemocy w rozumieniu art. 191 kk, ale jako działanie mające na celu zapobieżenie naruszaniu jego dobra w postaci wizerunku poprzez fotografowanie bez zezwolenia (...)

Zapobieżenie naruszeniu dobra w postaci wizerunku poprzez fotografowanie bez zezwolenia?

Poważnie?!?

Ciekawe następstwa tego wyroku wyprorokował Jacek Sierpiński w artykule “Koniec fototyranii”. Mnie ta sprawa przerasta całkowicie.

Niemal w tych samych dniach wydano inny wyrok w sprawie związanej z pracą fotoreportera. Oto Robertowi Sobkiewiczowi, przyznano 250 tyś. zł zadośćuczynienia, które wypłacić ma Komenda Stołeczna Policji. Fotoreporter stracił oko w wyniku postrzału gumową kulą z policyjnej strzelby gładko lufowej, kiedy oddziały prewencji otworzyły ogień do związkowców z radomskiego Łucznika, demonstrujących w Warszawie w czerwcu 1999 r. (KSP ma zapłacić 250 tys. zł fotoreporterowi, który stracił oko).

Wyrok przyniósł sporo kontrowersji. Słychać głosy, iż fotoreporter jest sam sobie winien i że to ryzyko jego zawodu. Jeśli jednak wejdzie się głębiej w sprawę, ciężko już o tak jednoznaczne opinie, a decyzja sądu wydaje się właściwa. Ja jednak nie o tym chciałem pisać, ponieważ wyrok, stał się powodem incydentu, który po raz kolejny spowodował, że kompletnie osłupiałem.

W dzień po jego ogłoszeniu, w Warszawie odbyła się kolejna demonstracja. Tym razem pod Sejmem pojawili się leśnicy, domagający się aby zatrzymać prywatyzację Lasów Państwowych. Kiedy fotoreporterzy “Faktu”, “Gazety Wyborczej” i “Rzeczpospolitej” starali się zająć dogodne pozycje do robienia zdjęć, czyli wykonywania swoich codziennych obowiązków, zostali zablokowani przez kilku policjantów. Jak relacjonuje fotoreporter “Gazety Wyborczej”, Sławomir Kamiński - Usłyszeliśmy, że nie przejdziemy. Że "mają już dość płacenia za jednego" (Fotoreporterzy: Policjanci zagrodzili nam drogę).

Fotografom udało się dojść do demonstrujących inną drogą i nie byli już blokowani przez kolejnych policjantów, a komenda stołeczna na doniesienie reaguje wzruszaniem ramion i radzi złożyć skargę. Niby nic się nie stało, a jednak… coś jest nie tak!

Jakże to więc wyglądać ma praca fotografów, fotoreporterów? Można kraść zdjęcia, które już zrobili i wykorzystywać do woli dla własnych celów komercyjnych? Można bezkarnie wyrywać im z ręki narzędzie pracy (zazwyczaj drogie i delikatne) w imię zapobieżenia naruszenia… Wybaczcie, nie powtórzę tu jeszcze raz tych bzdur! Można w końcu uniemożliwić w ogóle pracę w imię niskiej zemsty za nic? I kto tego wszystkiego dokonuje? Nie przestępcy i wandale. Takich czynów dopuszczają się politycy, sędziowie i policjanci. Ludzie, którzy mają służyć i sprawiać, żeby wszystkim żyło się lepiej.

Tak. Mnie od razu zrobiło się lepiej… A wam?

5 komentarzy:

  1. Wierzysz w świat idealny? Że sędziowie będą wydawać sprawiedliwe wyroki? Przyjrzyj się działaniom sędziom karnym - latami sprawy o pobicia, kuriozalne umorzenia spraw o molestowania, 3 lata w zawieszeniu za gwałty. Co jak co, ale nasza sprawiedliwość jest wyjątkowo ślepa i niesprawiedliwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, ale na przykładzie sytuacji z Violettą Porowską, czego spodziewać się po polityku, który nie jest w stanie sklecić kilku zrozumiałych zdań? Po lekturze listu otwartego z jej oficjalnej strony co nieco mi oklapło ;P Pomijając literówki, dawno nie spotkałam się z taką ilością pseudo intelektualnego bełkotu w jednym tekście i jak dla mnie jest to wyraźny sygnał, że u tej pani jest coś nie tak z logicznym myśleniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Camparis: We wszystkim masz rację i nie wierzę w świat idealny, co nie znaczy, że będę siedział cicho. Różnicą między tym co Ty napisałaś, a tym o czym ja mówiłem, jest to co zawarłem w tekście. Gwałt w moich przykładach nie zadają mordercy, gwałciciele i zwyrodnialcy. Robią to w majestacie prawa jego przedstawiciele.

    lampart: Cóż, nie jestem w stanie ocenić zdolności niedoszłej pani prezydent. Na szczęście nim nie została. Daleki też jestem od stwierdzenia, że politycy na ogół są bardziej ogarnięci od niej. Niestety codzienne przykłady pokazują, że to standard. Pismo tej pani to moim zdaniem w połowie to co napisał jej prawnik, a tu wiadomo, że po polsku to oni pisać nie potrafią, a w drugiej połowie jej dodatki, żeby uczłowieczyć resztę. Uczłowieczanie rzeczywiście wyszło świetnie. Widać jak niedoskonałą istotą jest człowiek...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bełkot, literówki... Wytłumaczcie mi jak taki gejzer intelektualny zdobył 18% poparcia?

    Jakie społeczeństwo - tacy liderzy :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to jak?! Była przedstawicielem jednej z największych partii w naszym kraju. To wystarcza, więcej kompetencji nie trzeba.

    OdpowiedzUsuń

Powered by Blogger